1. Sraj apostrofami. Wszędzie. Luhan'a, Rapmon'owi, Suga'dze (ochuj XD), inaczej nie można.
2. Exo w Rybniku nie ma cię śmieszyć. Z niektórych rzeczy nie można żartować.
3. Oppa beztalenciem? No chyba sobie kpisz. Chuj z tym, że Jin skrzeczy, Heechul nic nie umie, a Sehun i Minho ostro rapują. Każdy oppa jest niezwykle utalentowany.
4. A.Każdy oppa jest hetero. On przecież będzie z tobą! Te gej-symbole noszone przez Kibuma to przypadek, chłopaczyna nie wie, w co się ubrać.
4. B. Każdy oppa jest homo! Przecież XiuKyu, ChangKey i G-Bin są prawdziwe!
5. Ktoś został przyłapany na... piciu? Niemożliwe, oni pewnie nie wiedzą, czym jest alkohol!
Kontynuacja tutoriala wkrótce.
zespół: Bangtan Boys (BTS)
rating: R
pairing: YoonJin
gatunki: romans, dramat, komedia, obyczajowy,
ostrzeżenia: AU, przekleństwa
Deadline. Tak to się w branży
nazywało, a Yoongiemu nigdy się nie chciało szukać odpowiednika. No bo po co,
kiedy jest się najbardziej leniwą dupą w promilu dwóch lat świetlnych? W dodatku,
określenie fachowe, skoro edytor go używał.
– Skończyłem – wysapał pisarz.
– Już? Wszystko? – Seokjin
podniósł wzrok znad jakiegoś romansidła. Ach, te baby.
– Rozdział – burknął młodszy,
wywracając oczyma.
– Daj przeczytać.
– Pojedynczy rozdział będzie
trochę wyrwany z kontekstu, nie uważasz?
– A myślisz, że co ja niby
robię, jak zostawiasz otwarty plik z książką?
Yoongi westchnął.
– Poczekaj chwilę, to ci to
wydrukuję.
Seokjin uśmiechnął się, kiedy
kilka minut później został mu wręczony plik kartek. Młodszy miał to do siebie,
że pisał z łatwością (co było u niego synonimem lania wody, ale nikt nie mógł
się dowiedzieć) i produkował tych stron od cholery. Naprawdę, starszy miał
wrażenie, że minęła z godzina, nim skończył czytać fragment.
– Jak mi się podoba twój styl.
– Zakrył twarz rękoma, położywszy się i odrzuciwszy opowiadanie na drugi koniec
łóżka. – Też chcę tak pisać…
– To próbuj. – Yoongi
uśmiechnął się, pozwalając Sudze osiąść mu na kolanach. Zwierzak wreszcie
zaczynał się do niego przekonywać.
– Czasami próbuję i to właśnie
te próby są głównym powodem, dla którego nikomu nie pokazuję zeszytu – pół
prychnął, pół zarechotał wierszokleta. – Ale to przez te próby się rozwija moje
pisanie prozą, nie?
– Bodaj.
Młodszy nie oparł się chęci i
przysiadłszy obok Seokjina, złożył na jego ustach pocałunek.
--
– Yoongi, możemy się tam
zatrzymać?
Wspomniany osobnik spojrzał w
bok. Mijali właśnie bliżej nieokreślony teren; pożółkła trawa, pojedyncze drzewo
kurczowo trzymające pozostałych na nim kilku liści oraz wielkie pole…
dmuchawców.
– Nie spodziewałem się, że
zobaczę coś takiego w październiku. – Uśmiechnął się na bok, skręcając w polną
uliczkę.
– Oj tam, październik dopiero
się zaczął, bardziej bym to późnym wrześniem nazwał – zachichotał Seokjin. W momencie,
w którym samochód się zatrzymał, otworzył drzwi na oścież i zapewne wybiegłby w
euforii, byleby jak najszybciej dobrać się do miejsca inspiracji (młodszy
szczerze wątpił, aby znalazł się inny cel ich pobytu na środku, kurwa, pola),
gdyby nie kot siedzący na kolanach swego pana. – No już, schodź – mruknął,
klepiąc futrzaka w plecy, lecz ten tylko spojrzał na niego z politowaniem. –
Suga, skarbie, nie chcesz iść na dwór?
Kot burknął coś pod nosem i
zachował pozycję.
– Kochanie, nie chciałbyś może
jedzonka?
…Do wzroku kota wkradła się
iskierka zainteresowania.
– Wiesz, mam tę twoją ulubioną
puszeczkę. – Suga uśmiechnąłby się gdyby tylko mógł, a jako, iż takiej
umiejętności nie posiadał, zeskoczył z kolan właściciela oraz podreptał przed
samochód, badając otoczenie.
Seokjin wygiął usta w szerokim
uśmiechu oraz złapał za obydwa koce składowane na tylnym siedzeniu (ostatnio
dokupili jeden, a co!). Rozejrzał się i zauważył Yoongiego czekającego na jego
decyzję, więc wziął jeszcze notesik z wierszami i pognał między dmuchawce, na
środek pola.
Kilka godzin później, słońce
zdążyło już zajść, a oni, zjebani autorzy, nie przestawali pisać pomimo
zmierzchu. Dobra, powiesili sobie lampkę nad wejściem do namiotu, a Yoongi miał
laptopa, więc względnie wystarczało. Tylko kurwa, jak tam zimno było! Niby
wyjątkowo ciepła noc, lecz wciąż piździło. Yoongi by najchętniej powrócił do
samochodu, tylko starszy by się jeszcze wkurwił, a wierszokleta nieświadomie
owinął sobie niższego wokół palca. Takiej ilości uroku osobistego się ciężko
przeciwstawić, wiecie?
– Wiesz, jeśli miałbym kiedyś
wydawać wiersze— co nie znaczy, że je wydam, okej?! Chciałbym je wydać wraz z
tymi tekstami. – Młodszy podniósł głowę dziwnie energicznym jak na niego ruchem,
co okazało się nienajlepszym pomysłem, bo i Seokjin się na niego spojrzał, a
miał założoną czołówkę. Najwyraźniej nie tylko od masturbacji się ślepnie,
kurwa mać.
– A nie powinno się pozostawić
treści wierszy wyobraźni czytelnika?
– Niby tak, ale… nie wiem, ale
chciałbym się tym z kimś podzielić.
– Możesz zacząć ode mnie. –
Yoongi uśmiechnął się zadziornie, co zaskutkowało jedynie prychnięciem ze
strony drugiego.
– I dlatego nie chcę póki co
nic wydawać – westchnął, owijając kocyk szczelniej wokół ciała.
– Masz już wystarczająco dużo
tekstów, by to wydać. Mógłbym ci z tym jakoś pomóc. – Yoongi ponownie spróbował
się oprzeć o namiot, lecz ten tylko zawył żałośnie, odmawiając współpracy.
Oczywiście, że musieli spać w namiocie, nie w ciepłym samochodzie. Jebane
widzimisię księżniczki.
– Z tekstami czy…?
– Z wydaniem, ale z prozą też.
– Skinął głową, biorąc przykład z Seokjina i również starając się bardziej
zakopać w kocyku. Dlaczego oni w ogóle siedzieli na dworze, nie w środku
namiotu? O samochodzie nawet nie wspomnę.
– Jeju, jak dziwny muszę być,
by pisać poezje prozą. – Starszy zaśmiał się w ten swój rozkoszny sposób, z
ręką zasłaniającą usta. Och, jak to miło
kontrastowało z kurwicą łapiącą Yoongiego za serce, kiedy temperatura jego ciała
zaczęła brać przykład z tej trupa.
– Poezje prozą – powtórzył
Yoongi. Uśmiech mu się cisnął na usta. – Dobrze brzmi. Jeśli miałbyś kiedyś
wydawać książkę, nazwij ją tak, dobrze?
– Okej. – Seokjin odwzajemnił uśmiech i nachylił się po
pocałunek. Gdy ten jednak nie nadszedł, sam cmoknął młodszego w usta,
chichocząc przy tym jak zakochana nastolatka.
– Ale teraz wejdźmy do środka,
bo piździ tak trochę.
Jednak w połowie rozkładania
śpiworów, przenoszenia koców, szturchania kota (który się okazał
inteligentniejszy niż oni sami, bo zaszył się w otwartym plecaku Seokjina, to
jest, w środku namiotu) i generalnego przygotowywania się do snu, usta pisarza
nawiedził uśmiech tak szeroki, że nie mógł się go pozbyć przez następne kilka
minut.
– Jezu, nie myśl o tym – jęknął
Seokjin, kiedy radość drugiego weszła na stopień szczęśliwego parsknięcia. –
Każdy autor chce się podzielić swoimi pracami z innymi, okej? Nie ma w tym nic
dziwnego. Z resztą, ty sam publikujesz swo—
Tu wierszokleta został ucięty
przez usta napierające te jego, czemu się z chęcią oddał. Zdziwił się, gdy
Yoongi nie odsunął się po zwyczajowych pięciu sekundach, więcej, gdy przejechał
językiem po jego dolnej wardze, prosząc o wejście. Seokjin westchnął cicho, tym
samym wpuszczając mięsień drugiego do środka.
Ręce same zaczęły migrować.
Kuzyn starszego nie kłamał,
mówiąc, że tamten nie jest najgłośniejszym kochankiem, lecz niższemu to
wystarczało, te ciche westchnięcia i nierówny oddech. Z resztą, od zawsze był
wzrokowcem, a Seokjin… Seokjin wyglądał pięknie.
– Jesteś prześliczny –
wyszeptał, nie kontrolując swoich strun głosowych/ust/słów/innego gówna.
– Wiem, dziękuję. – Uśmiechnął
się starszy, a drugi szybko scałował ten uśmiech z powrotem.
Kilka minut później, Yoongi
usłyszał najpiękniejszy sposób, w jaki jego imię kiedykolwiek wypowiedziano.
No, nie tyle, co wypowiedziano, a wyjęczano, choć jęk wyszedł słabo, bezsilnie,
lecz tak pięknie. Namiot prędko wypełniła cała seria podobnych, akompaniowanych
odgłosem skóry obijającej się o skórę.
– Kocham cię – wydyszał
starszy, krótko po szczycie.
Pisarz otwierał już usta, nim
wyprzedził go…
Wkurwiony kot wyglądający znad
zapięcia plecaka (tym razem już pozbawionego śpiwora, jako, że postanowili się
w nim pieprzyć)!
– Ojezusmaria, kochanie, ty to
musiałeś oglądać! O nie, nie martw się, nie będziemy się więcej kochać przy
tobie! Yoongi, nie śmiej się, to poważne!
--
Yoongi nie spodziewał się, że
otworzy mu pani Kim, a jeszcze bardziej nie spodziewał się tego, że na jej
twarzy wymaluje się zmartwienie i wskaże ruchem głowy na pokój Seokjina.
Lecz to, czego Yoongi
najbardziej się nie spodziewał nadeszło dopiero za drzwiami (na których klamce,
notabene, powieszono jakiś sweter w znajomym wszystkim kolorze). Bo serio, nie
myślał, że znajdzie wierszokletę siedzącego na łóżku, całego zaryczanego i z
kotem na kolanach. Nie, jednak nie kotem.
Trupem kota.
Nim się zorientował, przytulał
już chlipiącego mu w ramię chłopaka. Westchnął i sam zamknął oczy. Śmierć
zwierzaka twojego partnera nie jest najmilsza, nie ważne, czy jesteś
przywiązany do futrzaka, czy niespecjalnie.
– Nie wiem, co mu się stało,
nie mam pojęcia – zaszlochał starszy. – Dzisiaj przyszedłem i…
– Śmierć jest częścią życia,
Seokjin. – Yoongi odsunął się na tyle, by spojrzeć drugiemu w oczy, lecz ten
tylko rzucił mu się z powrotem w ramiona.
– Wiem, wiem, każdy tak mówi. –
Starszy uspokoił się nieco, lecz jeszcze ciaśniej przytulił pisarza. – Tylko
jest inaczej, gdy to ciebie to dotyka, nie?
--
Seokjin w jednym z wierszy
opisywał wyższość jesieni nad innymi porami roku. Podkreślał, jakie to by było
romantyczne, gdyby ukochana osoba zabrała go na spacer w późno listopadowe
popołudnie, kiedy to już trzeba nosić kurtki i doszukiwać się kolorowych
rzeczy, co by w zbytnią deprechę nie popaść.
Yoongi nigdy nie miał okazji
się przekonać, czy to szarość jesieni kochał najbardziej, choć tak mu się
zdawało. Wierszokleta od zawsze lubował się w lekko ponurych klimatach, lecz ciężko
było to od niego wyciągnąć. Właściwie, to jedynym śladem były wiersze. Ponure,
pasujące do jesieni. Cholera, nie zdążył nawet z nim popodziwiać widoków
późnego listopada.
Starszy skończył w tak bardzo
podobny do siebie sposób, że aż szkoda gadać. Niezdarność nigdy nie była dobrą
cechą, wiecie?
I cóż, jakkolwiek pisarz by nie
chciał przeczytać magicznego notesiku, nie spodziewał się, że otrzyma go w
takich okolicznościach. Wtedy doszedł do wniosku, że w sumie, to nie chciał
poznać tych poezji, nie ważne, jak piękne by się nie okazały.
Od tamtej pory namnożyło mu się
potomstwa: z trzy książki i dwóch adoptowanych synów. Naprawdę, nie chcecie wiedzieć,
ile musiał się użerać, by mu przydzielili dzieci. Musiało się tak złożyć, że
jego partnerem na resztę życia został akurat facet, kurwa mać, a sprowadzenie
bachorów będąc w gejowskim związku nie jest łatwe. Urodzić ciężko, nieraz już
próbował zrobić sobie dziecko z narzeczonym. Można by to nawet uznać za jego
hobby.
Jimin wiedział o Seokjinie,
pisarz nigdy nie ukrywał swojej przeszłości, lecz wiedział także o tym, że
Yoongi nie należał do tych wiecznie kochających romantyków. Zdawał sobie sprawę
z tego, że starszy mógł czasami zatęsknić, lecz oczywistym było, iż ta miłość
dawno wyblakła, a na jej miejsce wstąpiła nowa, podtrzymywana przez obydwu
partnerów.
Niemniej jednak, Yoongi lubił
powspominać. Lubił też wrzucić któryś z wierszy na początek książki. Nigdy
jednak nie podzielił się tym jednym, który został dedykowany jemu samemu. Tamten
był specjalny.
Zgodnie z wolą Seokjina, wydał
zarówno poezje, jak i teksty. Zdążył się rozsławić przez te kilka lat, więc
przekonanie wydawnictwa nie sprawiło większego problemu. Wystarczyło
wspomnienie jego osoby na okładce, by przyciągnąć uwagę. Nie, żeby tomik się
jakoś zajebiście sprzedawał, lecz koszty opublikowania zbioru pokryto bez
problemu, a tym razem, nie chodziło mu o pieniądze.
Książkę przymocował do ściany
biblioteczki, jako, że w każdym innym pomieszczeniu tomik powieszony na gwoździu
wyglądałby głupio. W pokoju pełnym wszelakiego słowa pisanego się nie
odznaczała, lecz w jakiś sposób przykuwała uwagę. Albo przynajmniej tak mu się
zdawało, bo oczy same mu wędrowały do zielonawej okładki.
Yoongi znał ją na pamięć.
Kim Seokjin, „Poezje prozą”
--
Nie wiem w sumie, czy mocno zjebałam końcówkę, czy nie. Mam nadzieję, że wyszło dobrze, pomimo tego, że procent komedii zerowy ;; Wiem, że rozdział króciutki, lecz starałam się nie lać wody. Seks wyszedł chujowo, pierwszy raz pisałam R-kę. Dajcie mi parę to w kilka akapitów polecą ubrania, a tu trzeba było kontrolować szczegółowość i chyba wyszło zbyt ogólnie.
No to tego. Skończyłam to. Ludzie, skończyłam moją pierwszą własną serię i nie dopadło mnie lenistwo po dwóch czapterach. Bywało ciężko, bywały momenty, kiedy to chciałam rzucić Poezje w cholerę, ale wygrałam. To teraz jeszcze trochę cierpliwości i napiszę drugie Madame Hee Hee's (które serdecznie polecam, niech was nie odstraszy ilość rozdziałów! i nie, to nie jest suchy seks) XD
Póki co chcę się skupić na oneshotach, więc przez najbliższy czas nie oczekujcie serii. Mam spory problem z szybkim nudzeniem się takimi rzeczami, a jako, że seria, na którą mam pomysł wymagałaby większej ilości rozdziałów, potrzebuję przerwy, bo pierdolca dostanę.
No, koniec mojego pierdolenia. Mam nadzieję, że uda mi się przeczytać Wasze pierdolenie, bo to jedyny rodzaj pierdolenia, który absolutnie kocham i z myślą o którym piszę opowiadania.
Więc komentujcie, proszę, wystarczy głupia emotikonka, a będę wiedziała, że ktoś to czyta.
Czemu zabiłaś Jina?! Chcialam komedii, myslalam ze sie skonczy szczesciem, ale tu nie chuj.., od jakiegos czasu rycze i nie moge sie pozbierac, nie ja mie chce, moje zycie nie ma juz sensu... Mam depreche po fanfickowa...
OdpowiedzUsuńA to bylo moje ulubione opowiadanie! Teraz juz nie moze nim byc, czemu YoonJin tak po prostu nie moze miec szczesliwego zakonczemia? Chociaz raz, w jednym opowiadaniu...