niedziela, 9 października 2016

"Que suis-je pour toi?" [5/10 "Baby baby (I don't like this night)"]

Elo 
nisia albo historyczny zjeb jak kto woli sie cieszy z tych wnętrz w mv bts b polecam kojarzą mi się trochę z pałacem w Pszczynie czyli jednym z piękniejszych miejsc w których byłam. ogolnie CZY KTOS MOWIŁ XIX WIEK?? NIE?? BO JA KURWA MOWIE

zespół: Bangtan Boys (BTS)
rating: NC-17
pairingi: NamJin, pobocznie YoonJin, TaeKook, YoonMin i Jin x OC
gatunki: romans, dramat, obyczajowy
ostrzeżenia: AU, seks, przekleństwa, transpłciowość, homofobia, jak z lupą byście szukali to i treści religijne


Kochanie, kochanie, nie podoba mi się ta noc.
Kochanie, kochanie, nie chcę być sam.
Hej, chłopcy, jeśli nie jesteście zajęci,
Chcielibyście ze mną spędzić resztę nocy?
Och, skarbie, nie chcę zobowiązań,
Moglibyśmy po prostu porozmawiać.
– Winner, Baby Baby
– Nie masz kwiatów. – Yoongi zmarszczył brwi, biorąc bucha papierosa.
– Róż – poprawił starszy. – W wazonie w sypialni stoi kilka goździków.
– Namjoon nie kupuje goździków. – Blondyn spojrzał się na niego tym wzrokiem. – Jednak kręcisz z tym sąsiadem?
Seokjin westchnął. Niewiele mówił o Joshu. Rzadko ich razem widziano, unikali czułości w miejscach publicznych… Ale oczywiście, że Yoongi będzie wiedział. Yoongi zawsze wiedział.
– Goździki akurat sam załatwiłem. Raz na jakiś czas właściciel tej kwiaciarni, w której pracowałem w lato, mnie prosi o stanie za ladą przez kilka godzin. – Dziennikarz przejechał dłonią przez włosy, nie mogąc oderwać wzroku od drugiego. Palący Yoongi był dobrym widokiem. Zaciągał się, jakby to był ostatni papieros w jego życiu. Wydychał powoli, z zamkniętymi oczyma. Dodając do tego czarną, skórzaną kurtkę odbijającą światło księżyca...
Zielonowłosy poczuł motylki w brzuchu i nim mógł się powstrzymać, skosztował tej chodzącej nonszalancji. Zmarszczył brwi, czując zawahanie u młodszego. Gdy ten zaczął odpowiadać, postanowił jednak nie wnikać i rozkoszować się pocałunkiem.
Ich życie – związek – się zmieniały. Seokjin poczuł ścisk w gardle na tę myśl.
– Josh zamiast róż przynosi żarcie. – Uśmiechnął się delikatnie na wzmiankę o Amerykaninie.
– A wolisz róże czy żarcie? – Yoongi spojrzał się na niego z błyskiem w oku.
– Gdyby to pytanie nie miało drugiego dna, bez wahania odpowiedziałbym, że żarcie, ale się z tym wstrzymam. – Zielonowłosy wbił wzrok w podłogę balkonu.
Młodszy zmrużył oczy, lecz zostawił temat wraz z papierosem. Zgasił fajkę i szczątki wyrzucił do popielniczki. Jeszcze kilka dni temu jej nie było.
– Od kiedy nie gadasz z Namjoonem?
– Przeszło trzy tygodnie. To było jakoś na początku listopada, a zbliża się grudzień.
Yoongi zmarszczył oczy i skinął głową.
– O co się pokłóciliście? – Blondyn, zapiąwszy kurteczkę, sięgnął po leżące na parapecie czekoladki. Kawowe oczywiście. Objechał palcem klejenia na folii.
Seokjin wciągnął gwałtownie powietrze.
– Po prostu mieliśmy… małe nieporozumienie – zaczął słabo. – O całokształt.
Starszy uniósł wzrok do oczu rapera i ujrzawszy wzrok proszący o kontynuację, powiedział na jednym wdechu:
– Facet to świnia.
Blondyn zamilkł, lecz w jego ślepiach znów pojawił się ten błysk. Chwilę potem doszedł też delikatny uśmiech, który szybko przerodził się w parsknięcie. Lecz przede wszystkim, obrzucił go tym spojrzeniem.
Wtedy dotarło do Seokjina, że Yoongi wiedział. Yoongi zawsze wiedział.

--

– Hello, it’s Amber Liu from SM Psychology Center. How can I help you? [Halo, tu Amber Liu z SM-owskiego Centrum Psychologicznego. Jak mogę pomóc?]
– G’morning, I’d like to book a visit under the name od Kim Seokjin. [Dzień dobry, chciałbym zarezerwować wizytę na nazwisko Kim Seokjin.]
– I’ll check an empty slot for ya in a min, but first off, what’s the case? Just so I would know if I’m the proper person to serve you. [Zaraz poszukam wolnego terminu, ale mógłby mi pan wpierw powiedzieć, z czym pan dzwoni? Tylko po to, by zobaczyć, czy jestem odpowiednią osobą, do której należy się zwrócić.]
– You… I heard you are. [Jest…Z tego, co słyszałem, jest pani.]
– Still, could you tell me your problem? …Hey, you there? [Wciąż, mógłby mi pan powiedzieć, w czym problem? …Halo, jesteś tam?]
– I think I may be transgender. [Myślę, że mogę być transpłciowy.]

--

– It’s god damn unfair! [To, kurwa, niesprawiedliwie!] – jęknął Josh, ciskając padem o swoje udo.
– All’s fair in love and war. [W miłości i na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone.] – Zielonowłosy uśmiechnął się zalotnie. Coś mu pęczniało w klatce piersiowej na widok młodszego wydymającego wargę.
Ale dlaczego, kurwa, nagle mózg mu nasunął obraz Namjoona?
Zmarszczył brwi, wlepiając wzrok w ekran i wybierając następny poziom.
– So it’s love that’s between us? [Więc to, co jest między nami to jednak miłość?] – Amerykanin zaśmiał się, posławszy drugiemu bezczelny uśmiech. Jego chichot stał się tylko głośniejszy, gdy Seokjin uderzył go w ramię.
– Nah, but we’re playing a war game. [Nie, ale gramy w grę wojenną.]
– Jin, it’s Super Mario Bros. [Jin, to Super Mario Bros.]
– Ain’t every challenge a war? [Czy wyzwanie nie jest taką małą wojną?]
Obydwaj parsknęli śmiechem.
– Get the pad off the floor though, we gonna have a rematch. [Bierz pada z podłogi, będziemy mieć rewanż.]
– You cal it a rematch…? You won four times in a row. [Też mi rewanż… Wygrałeś cztery razy z rzędu.]
– Hey, not my fault’ve been raised on Mario. [Ej, to nie moja wina, że mnie wychowano na Mario.] – Dziennikarz uśmiechnął się szeroko. Wiedział, że wyższy kochał, kiedy się uśmiechał, więc nie wstydził się pokazywać zębów. Chwilkę później zmizerniał jednak. – My mom sure did have some good taste in games. [Moja mama miała jednak nosa, co do gier.]
– Sure she did. [Miała, zdecydowanie.] – Josh zmarszczył brwi, cmokając z niesmakiem. – Have they called? [Dzwonili?] – Brunet spytał po chwili.
Seokjin poderwał się w górę i podszedł do komody stojącej w przedpokoju.
– They haven’t [Nie] – zaczął, szukając czegoś w szufladzie. – But they redirected my family’s Christmas invitation to me. [Ale musieli jakoś nakierować zaproszenie na święta od rodziny.] – Zamknął szafkę i odwrócił się z powrotem do Amerykanina, machając listem, jakby na potwierdzenie słów. –  Know this, ‘cause  the rest of my family doesn’t know my address. [Wiem, bo reszta rodziny nie zna mojego adresu.]
Wyższy spojrzał się na niego z zaciekawieniem, biorąc kopertę i przyglądając się jej z zaciekawieniem. Niewiele jednak rozumiał z języka szatana. Dobrze, że chociaż adresy nie były zapisane w hangulu.
– They could as well tell the rest of my family I’m gay and there would be no invitation. [Równie dobrze mogli powiedzieć reszcie rodziny, ze jestem gejem i nie byłoby żadnego zaproszenia.] – Dziennikarz westchnął ciężko, usiadłszy naprzeciwko sąsiada. Na dywanie oczywiście.
– But they didn’t. [Ale nie powiedzieli.] – stwierdził Josh, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. – Suprised? [Zdziwiony?]
– As fuck [Jak cholera] – przyznał Seokjin, przeczesując włosy. – Maybe it’s time I took over your positivity? [Może powinieniem przejąć trochę twojego optymizmu?]
– That would do no harm [Nikomu by to nie zaszkodziło] – uśmiechnął się pół bezczelnie, pół radośnie Amerykanin. I jakkolwiek starszy nie próbował tego stłumić, nie umiał nie odwzajemnić uśmiechu. – Now, wanna gimme a kiss? [No, to chcesz mi dać buziaka?]
– You’re such a sugary dickhead. [Jesteś przesłodzonym dupkiem.] – Wywrócił oczyma, co kontrastowało z bananem rosnącym mu na ustach. Cały Seokjin.
– But I’m your sugary dickhead [Twoim przesłodzonym dupkiem] – zachichotał Josh, odłożywszy list na bok i złapawszy drugiego za nadgarstki. Koreańczyk wydął wargę, starając się zwalczyć sąsiada, lecz niewiele to mu dawało. Chłopak był od niego wyższy o jakieś dziesięć centymetrów, cięższy o dwadzieścia kilo i silniejszy o niezmierzoną ilość hantli.
– Dickhead [Dupek] – burknął zielonowłosy, kiedy drugi przycisnął go do dywanu. Młodszy nachylił się po buziaka, lecz Seokjin odwrócił głowę i zacisnął wargi. Amerykanin uśmiechnął się wtedy głupio i uszczypnął go w bok, uzyskując sapnięcie, po czym użył tego do połączenia ich ust. – Fucker [Popierdoleniec] – syknął z błogim uśmiechem. Seokjin
Całowanie Josha mogło powodować lekkie kłucie w sercu i wyrzuty sumienia, lecz wątpił, by kiedykolwiek był w stanie przestać.

--

Czuł się nieswojo, siedząc przy jednym stole z ludźmi, którzy byliby w stanie go wydziedziczyć. Przez cały czas trwania kolacji myślał tylko o tym, że zaraz powiedzą, walizki są tuż przy wejściu do pokoju, szybka ucieczka i brak konieczności oglądania takiego pojeba.
Świąteczny nastrój średnio mu się udzielał. Do obrusu taśmą klejącą doklejono ozdóbki, zebrało się chyba z dwudziestu członków rodziny, jeden z wujków czekał schowany na strychu, żeby zrobić niespodziankę dzieciakom, a za dziennikarzem stała choinka, lecz nie czuł nawet namiastki świątecznego ciepła.
Miał wrażenie, że to mroźny, zimowy dzień.
Modlitwa odmówiona przed kolacją jeszcze bardziej go wyziębiła.
– Skarbie, jak ci było na imię? – spytała prababka, odwróciwszy się w jego stronę.
– Seokjin – odpowiedział ze sztucznym uśmiechem, po czym powrócił do przeżuwania wigilijnej ryby.
– Ach, Jinnie od Hyeuseung! – Kobieta zachichotała z tylko sobie znanego powodu. – Czemu nic nie mówisz, kochaniutki?
– Tyle tu smakołyków, że nie mam czasu – uśmiechnął się szeroko dziennikarz, lecz uśmiech zdawał mu się jakiś pusty. W obecności Josha uśmiechał się inaczej. W obecności Namjoona…
– Wasz syn umie docenić dobre jedzenie! – Poklepała wnuczkę babka, najwyraźniej nie zauważając napiętej atmosfery między rodzicami, a dzieckiem. Matka parsknęła śmiechem i obrzuciła go niejasnym wzrokiem. Seokjin lubił myśl, że wśród uczuć, które przemknęły przez jej oczy, znalazł się przebłysk troski.
– Łohoho, czy dzieci były grzeczne? – Wszedł wujek Sunghoon. Jego kuzyni i reszta familii (w większości przypadków nie umiał nawet nazwać pokrewieństwa – córka syna brata jego babci?) w przedziale od dwóch do dziesięciu lat pisnęli. Dorośli udali zaskoczenie. Bliźniacy lat dwanaście mruknęli coś pod nosem o dzieciarni, zaciągając się skręconym z serwetki papierosem. – Chyba tak, skoro mam taką ciężką torbę!
Seokjin uśmiechnął się słabo. Nie znał większości tych ludzi. Widywał ich raz na rok, właśnie w święta. O ile przyjeżdżał, oczywiście. O wiele przyjemniejszą opcją było spędzenie tych kilku dni z Yoongim, którego znał lepiej niż całą rodzinę razem wziętą.
– A ostatni prezent idzie do… – Zaczął wujek, stylizując głos na świętego Mikołaja. Poprawił brodę, która mu spadała, lecz dzieciaki nie zdawały się zbystrzyć. – Seokjina! Któryż to młodzieniec?
Każdy dostał przynajmniej jeden prezent. Nie zdziwił go fakt, że na niego też coś czeka, lecz ucieszyła go sama myśl, że ktoś jednak o nim pomyślał. Nie spodziewał się willi z basenem i biletu do Sydney, ale liczył się gest.
– To ja! – zawołał, podchodząc do Sunghoona.
– Byłeś dobrym chłopcem? – Czterdziestolatek zabrał pudełko, kiedy dziennikarz już po nie sięgał.
Seokjin ledwo wstrzymał parsknięcie. Och, od kilku ładnych lat tyle nie grzeszył, co w tym roku.
– Oczywiście – powiedział rezolutnie.
– Och, taki kawaler jak ty? Bezgrzeszny? Rodzice potwierdzą? – Wujek spojrzał w stronę matki. Miała ręce założone na piersi, lecz na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech.
– No ja nie wiem – zachichotała kobieta.
Seokjin poczuł, jak jego serce rozpala iskierka nadziei.

--

Babka dorobiła się majątku. Była jednym z najlepszych biznesmenów w Anyang, a kiedy ona przeszła na emeryturę, biznes przejęły jej dzieci. Matka Seokjina, jako jedyna z czwórki rodzeństwa, wybrała niezależność. Ba, jako jedyna z rodziny ośmieliła się wyjechać z kraju dalej niż do Japonii!
Posiadłość rodziny Kim była ogromna. Liczne pokoje gościnne, balkony, fontanny, zdobienia. Wszystko to w neoklasycznym stylu. Zielonowłosy od zawsze był najbardziej zafascynowany ogrodami francuskimi. Od ojca, zapalonego historyka, dowiedział się, że zostały zainspirowane Wersalem. Seokjin przeżył szok, kiedy dowiedział się, że za czasów świetności ikona osiemnastowiecznej architektury nie była tak schludna, jak wszyscy sobie wyobrażali.
Nadal się nie otrząsnął z faktu, że regularnie załatwiano się w galeriach.
Z Wersalu niedaleko było do rewolucji francuskiej, później do Napoleona, a jeszcze później do czasów wcześniejszych.
Dziennikarz zakochał się we Francji, gdy miał zaledwie dziesięć lat.
Przyjechał do Korei dzień przed Wigilią, lecz był tak wyczerpany podróżą, że padł w momencie, w którym jego głowa dotknęła poduszki. Samego dwudziestego czwartego wypadało spędzić trochę czasu z familią.
Przez cały ten czas nie mógł się doczekać Bożego Narodzenia. Tego dnia wstał z rana, co nie było problemem, jako, że poprzedniej nocy udało mu się wymigać z pasterki (do której, notabene, czuł jakąś dziwną niechęć, jak i do każdego rodzaju interakcji z kościołem) i ruszył w ogrody.
Czuł, jak kończyny mu drętwieją na widok stanu, w jakim były kwiaty. Na pierwszy rzut oka wszystko zdawało się okej, ale, kurwa, Seokjin pracował w kwiaciarni. Po śniegu nie było śladu, więc wszystko widział. Trawa była zaniedbana, przydługa, krzewy się rozrosły przez brak opieki, a chwasty się rozpleniły po całej powierzchni ogrodu.
Wzdrygnął się, widząc, jak para leci mu z ust. Zimno. Płaszcz, który kupił nastawiony na temperatury panujące w zimę w Teksasie, średnio się sprawdzał na koreańskie zero stopni.
Tak na wszelki wypadek, rano sprawdzał i w San Angelo było dziesięć stopni. Padało. Przepowiadano burzę. Różnica czasowa wynosiła czternaście godzin. Josh zjadł na śniadanie płatki, które stale od niego pożyczał. Następny lot do Houston miał o czternastej. Powrót do stanów miał zabukowany na dwudziestego ósmego, ale zawsze można przebukować.
Tak na wszelki wypadek.
– Seokjin? – usłyszał dobrze znany mu głos. Odwrócił się na pięcie i spojrzał się na ojca z szeroko otwartymi oczyma. Po raz pierwszy od półtorej miesiąca miał z nim rozmawiać.
– Cześć, tato. – Uśmiechnął się niezręcznie. Co teraz, co teraz?! – Uch, notabene, dzięki za rękawiczki? Przydadzą się! – Pomachał mężczyźnie ręką odzianą w czarną skórę przed twarzą. – Stylowe są. Dzięki.
– Seokjin… – Wzrok bruneta zmiękł. Nie, on cały czas był łagodny. – Seokjin, możemy z tobą pogadać wieczorem?
Dziennikarz przełknął ślinę i skinął głową.

--

O osiemnastej Seokjin znalazł się w lobby skrzydła dla gości. Pomieszczenie miało przytulny wystrój. Skórzane fotele, ciemnoczerwona tapeta, kominek – raj dla posiedzeń rodzinnych.
Mama i tata już czekali. Siedzieli na skórzanych fotelach, przy kominku, za nimi ciemnoczerwona tapeta – ale zielonowłosemu nie było ani trochę przytulnie. Czuł, jakby było tam zimniej niż na dworze.
– Cześć – uśmiechnął się słabo. Matka wskazała ruchem głowy na kanapę naprzeciwko nich. Dziennikarz posłusznie usiadł na wyznaczonym miejscu.
– Hej – odpowiedziała kobieta, odwzajemniając uśmiech. – Jak ogrody?
– Bywały w lepszym stanie. – Seokjin skrzyżował ich spojrzenia i wypuścił oddech, który nie wiedział, że trzymał.
– Co, nie zgadzają się z francuskimi zasadami piękna? – Matka parsknęła śmiechem.
– Oui, ale to bardziej kwestia zaniedbania – mruknął zielonowłosy. Zamrugał, skacząc wzrokiem po rodzicach. – Możemy przejść do sedna?
Postura matki nagle stała się jakaś ostrzejsza.
– Chcemy ci pomóc, Jinnie – przemówił ojciec, krzyżując dłonie. – Chcemy tego, co dla ciebie najlepsze.
Seokjin uniósł brew, zachęcając do kontynuacji.
– Są specjalne terapie, Seokjin. – Szatynka zmrużyła oczy. – Oni mogą ci pomóc. Pamiętaj, że sam homoseksualizm nie jest potępiany, tylko akty homoseksualne… Czyli nie jest za późno, Jin.
Chłopak zaśmiał się gardłowo.
– Nie jest za późno? Mamo, wolisz nie wiedzieć, z iloma facetami się pieprzyłem w swoim życiu.
Rodzice spojrzeli się na niego, jakby właśnie wyznał, że przyjaźni się z szatanem. No, oni mogli to tak zinterpretować.
– Ale dziecko, toż to grzech. Nie obchodzi cię to?
Seokjin doszedł do wniosku, że miała rację. Coraz mniej go to obchodziło.
Wbił wzrok w podłogę, dając ciszy szansę na odpowiedź. Czuł się rozczarowany swoją postawą. Wiedział, ze pali za sobą mosty, ale nie mógł z siebie wykrzesać żalu. 
– Mamo, czy nie mówiłaś, że bóg nas stworzył idealnymi? – Zapytał, czując jakiś dziwny spokój i oburzenie na własne słowa. – Takimi, jakimi chciał, byśmy byli?
– On stworzył siedem miliardów ludzi. – Kobieta przełknęła ślinę i jeszcze bardziej zmrużyła oczy. – Każdemu, nawet jemu zdarzają się pomyłki. A na nie trzeba reagować. W twoim przypadku przez leczenie.
– Czyli tym według ciebie jestem? Pomyłką?
Wzrok matki był wystarczającą odpowiedzią. Seokjin poczuł, jak coś w nim gaśnie.
Lot miał nazajutrz o czternastej.

--

Postanowił spędzić noc w rodzinnej posiadłości. Wyjedzie z rana. Na lotnisku powinien się znaleźć w mniej niż dwie godziny.
Nie mógł zasnąć. Godzinę przewracał się z boku na bok, kulił i prostował nogi oraz liczył gwiazdy, lecz nie mógł odpłynąć. Za każdym razem, gdy zmrużył oczy, wyobrażał sobie ciało leżące tuż przy nim, szepczące mu, że będzie dobrze, ogrzewające go.
To była najzimniejsza noc jego życia i tylko jedna para rąk była w stanie podnieść temperaturę jego ciała.
Owinąwszy się szczelnie w kołdrę, wstał i podszedł do okna. Miał widok na ogród. Francuski ogród, w którym spędzał tyle czasu za gówniarza. Przypomniał sobie ten raz, kiedy próbował złapać króliki, które się w nim zadomowiły. Płakał, kiedy ogrodnik je wypędził. Albo ten dzień, kiedy wepchnął prababcię do basenu.
Spędził w tym domu szesnaście lat swojego życia. Znał każdy zakamarek. Do pokoju, do którego go obecnie przydzielono, lubił przychodzić, kiedy nie chciał nikogo widzieć. Pokój obok był świetny do rzucania się z kuzynkami książkami.
Spędził tu szesnaście lat życia, ale nie widział tego budynku, jako domu. Nie, kiedy pod jego nieobecność tak zaniedbano ogród. Nie, odkąd osiem lat temu przeprowadził się do Stanów Zjednoczonych. Nie, gdy od czterech lat mieszkał sam i poznał najlepszego sąsiada, jakiego można sobie wymarzyć. Zresztą, tutaj wszędzie nastawiali krzeseł. Za dużo ich.
Tutaj było za daleko od wszystkiego, co kochał.
Przeklął pod nosem, kiedy przed oczyma śmignął mu uśmiech Namjoona.
Spojrzał na telefon ładujący się na biurku. Dwie minuty później, siedział na łóżku ze słuchawką przy uchu.
– Cześć – zachichotał. Coś mu zawirowało w brzuchu. – Wesołych świąt.
Od czterdziestu minut trwało drugie święto. Późno na życzenia.
– No, przed nami jeszcze kilka dni wolnego, więc chyba się załapałeś.
Seokjin westchnął. Głos Namjoona był spokojny, głęboki. Głos Namjoona był trochę jak dom.
– Ile minęło? – spytał młodszy.
– Półtora miesiąca. – Dziennikarz opatulił się ciaśniej. – Miło… Miło cię słyszeć. Mimo wszystko.
– Ciebie też, Seokjin. – Słychać było, że blondyn się uśmiechał i Seokjin także poczuł wielką potrzebę uśmiechnięcia się. – Yoongi mówił coś o tym, że jesteś w Korei, co?
– Tak. – Przełknął ślinę przez zaciśnięte gardło.
– Szczęściarz. Mam tyle pracy, że nie miałem czasu na nic poza kolacją wigilijną u rodziców. – Tu Namjoon zrobił przerwę. – Ale to moje marzenie, nie?
Starszy nie wiedział, co powiedzieć, więc tylko przytaknął. Przeżuł wargę i przycisnął kolana do klatki piersiowej.
– Jak tam pobyt w domu? – zaczął trochę przygaszonym głosem raper.
– To nie jest mój dom – mruknął. – Mój dom to Teksas.
– Od ośmiu lat, co? – Namjoon cmoknął w dezaprobacie.
– Twoim nie jest od zawsze?
– Można tak powiedzieć. Starzy przeprowadzili się do Houston, gdy miałem dwa latka. Potem stwierdzili, że tak duże miasta nie są dla nich i kiedy miałem osiem lat, przenieśliśmy się do San Angelo.
– Cieszę się, że twoi rodzice nie lubią dużych miast. – Seokjin przygryzł wargę, co uniemożliwiało mu uśmiechnięcie się. To brzmiało na tyle romantycznie, że coś zakręciło mu się w żołądku.
– Cieszę się, że cię poznałem – wyznał młodszy. Mówił ciszej niż zwykle.
Dziennikarz poczuł, jak jego policzki zalewa fala ciepła. Serce zdawało się napęcznieć, a gardło wydało z siebie zduszony dźwięk.
– Chcę cię pocałować – odezwał się po chwili, gdy głos mu powrócił do normy.
– Naprawdę? – Raper roześmiał się i kurwa, ten dźwięk nigdy nie brzmiał tak dobrze. – To dobrze. Ja ciebie też.
– Och, czyli odrobimy ten miesiąc, który nam przepadł? – Seokjin uśmiechnął się szeroko, mierzwiąc włosy.
– Chcesz już zacząć? – Słychać było po blondynie, że na ustach dzierżył bezczelnego banana.
– Z chęcią. Jest tu tak zimno, że przydałoby mi się trochę rozgrzania – zakomunikował bez choć cząstki wstydu dziennikarz, rozglądając się po ciemnym pomieszczeniu. Jego uśmiech tylko się poszerzył. – Ale to byłby pech, gdyby potomek katolickiej rodziny uprawiał gejowski seks przez telefon na ich łożu.
– Lubię, kiedy jesteś cyniczny – zaśmiał się Namjoon. – Pozwolisz im się usłyszeć?
– Zobaczymy, czy sprawisz, bym był tak głośny – zamruczał Seokjin, bawiąc się skrawkiem koszulki. – Zaczynam doceniać to, że jednak zostałem tu na noc.
– Jednak? – Blondyn słyszalnie zmarszczył brwi.
– Pokłóciłem się z rodzicami. Jak wszyscy wstaną to się okaże, że z całą rodziną – burknął starszy, przejeżdżając dłonią po twarzy. – W skrócie; dowiedzą się, że lubię chłopców.
Namjoon mruknął porozumiewawczo.
– Wylot mam jutro, właściwie dzisiaj, o czternastej.
– I nie możesz zasnąć?
– Znasz mnie – uśmiechnął się Seokjin. – Więc, chcesz mnie pocałować, co?
– Mówiłem ci kiedyś, że masz cudowne usta? – westchnął wyższy.
– Chyba tak, ale możesz mi przypomnieć. – Dziennikarz przejechał zimnym palcem po wargach, przypominając sobie te wszystkie uczucia, które w nim rosły, kiedy paznokieć zastępowały zęby drugiego.
– Są piękne – wyszeptał Namjoon.
– Jak cały ja – zamruczał zielonowłosy, ciągnąc dłonią w dół szyi. – Co chciałbyś mi zrobić?
– Och, oddajesz mi pałeczkę? – Raper uśmiechnął się, ignorując „no właśnie pałeczki ci jedynej nie oddaję”. – Pieściłbym twoje sutki. Najpierw przez koszulkę, potem bym ją podwinął i je ssał.
– Sukienkę – poprawił Seokjin.
– Dzisiaj też w przebraniu? – jęknął drugi.
– Tak. – Dziennikarz skinął głową. – Skoro i tak na sobie mam tylko piżamę, może powinienem popuścić wodze fantazji? Mógłbym mieć krótką wersję sukienki Żebraczki z „Barbie: Księżniczki i Żebraczki”. Oglądałeś to?
– Pytanie brzmi: dlaczego ty to oglądałeś?  – Młodszy parsknął śmiechem.
Zielonowłosy otwierał już usta, by opowiedzieć całą historię, lecz przypomniał sobie, że Namjoon dobrze wiedział, dlaczego. On po prostu nie chciał wiedzieć, pomimo zadanego pytania.
– Nie, nie, dobrze zadałem pytanie. Chyba nie oglądałeś. Trzeba to nadrobić! Jak wrócę to możemy się umówić na maraton z Barbie. Momentami jest nudno, ale wtedy mogę ci obciągnąć, czy coś.
Fizyk zaśmiał się.
– Nie brzmi tak źle.
– Oczywiście, że nie! To bajki mojego dzieciństwa! Mama myślała, że jak mnie zostawiała u cioci, jak gdzieś wychodziła, to że będę podrywał kuzynki, a nie, że będę z nimi w skupieniu oglądał Barbie! – Seokjin zachichotał. – Jak już jesteśmy przy obciąganiu, kocham to robić. Wiesz, że miałem kiedyś ksywę „Suckjin”?
– Freshman year? [Początek studiów?]
– Koreański, Namjoon – upomniał starszy. – Ale tak.
– Z iloma facetami ty się wtedy przespałeś?
– Jeśli zaliczasz do „przesypiania się” też lody to wolę nie liczyć, jeśli pójście na całość… Też wolę nie liczyć. – Chłopak westchnął, lecz roześmiał się po chwili. – Ale na drugim roku się uspokoiłem. Miałem od tamtej pory dwóch chłopaków, Jaehwana i Sandeula i tylko z nimi uprawiałem seks. No i jeszcze ty, ale ty nie jesteś moim chłopakiem.
– Twoja młodość brzmi strasznie.
– Nadal jestem młody, gówniaku – parsknął niższy. – Mogę być skrytą matką Jungkooka, Taehyunga i Jimina, ale nadal jestem młody. Z chęcią ci to udowodnię.
– Czekam – uśmiechnął się Namjoon. – Mówiłeś coś o obciąganiu?
– Kocham to robić – cmoknął dziennikarz. – Kocham też, jak każesz mi sobie obciągać i jednocześnie robić sobie samemu palcówkę.
Blondyn sapnął.
– Dotykasz się? – spytał Seokjin, przykładając dwa palce do ust. Zmarszczył brwi, zauważywszy, że były ciepłe.
– Tak – jęknął Namjoon. – M-Mam rękę w majtkach. Twoje usta zawsze są takie gorące, Jezu. Chcę w nich być. – Starszy zacisnął oczy, stękając cicho wokół knykci. – Czy ty masz coś w ustach?
Dziennikarz skinął głową, jęcząc coś w odpowiedzi. Wolną ręką przełączył telefon na tryb głośnomówiący i odsunął go na bok.
– Oh fuck, that’s hot [Kurwa, to seksowne] – syknął fizyk. Zielonowłosy poczuł, jak dreszcz mu przebiega wzdłuż kręgosłupa. Mógł udawać, że denerwuje go fakt, że drugi naturalnie myśli po angielsku, ale, kurwa, mało rzeczy go tak podniecało, jak amerykański akcent młodszego.
– Koreański – sapnął Seokjin, wysunąwszy palce spomiędzy warg. Sprawnym ruchem zdjął majtki i przyłożył palec do swojego wejścia. – Jęcz głośniej, proszę.
Namjoon jęknął i starszy wręcz niekontrolowanie wsunął w siebie palec. Ślina średnio się sprawowała jako lubrykant, a od kilku miesięcy używał niemal tylko niego, ale zacisnął zęby i dał radę wepchnąć w siebie wskazujący aż do knykcia.
Jęknął niekontrolowanie głośno, gdy po zgięciu paznokcia od razu znalazł swoją prostatę. Wykonał pchnięcie, jedno, drugie. Nie czuł bólu, po prostu trochę piekło od braku poślizgu.
– Joonnie – sapnął. – Joonnie, Joonnie, daj mi klapsa. Przełóż mnie przez kolano, podciągnij mi spódnicę i daj mi klapsa, okej?
– Okej – mruknął wyższy. – Okej, okej, z chęcią. Ale nie zapominaj, by mi obciągać. Wiesz, jak bardzo kocham, kiedy bierzesz mnie na głębokie gardło, prawda? A ty mnie zawsze bierzesz na głębokie gardło.
– Tak – westchnął Seokjin, poruszając palcem i kładąc się na brzuchu z wypiętym tyłkiem. Wyobrażał sobie, że zamiast poduszki, która walała się gdzieś pod nim, znajdowało się udo młodszego. – Ale jęcz, proszę.
Od razu po wypowiedzeniu tych słów, wsunął dwa palce drugiej ręki do ust, jęcząc wokół nich. Kochał mieć coś w ustach. Zamknął oczy, wyobrażając sobie, że było to nic innego, jak męskość Namjoona.
– Jesteś taki ciasny, Jinnie – jęknął fizyk. – Najciaśniejszy. Moja ukochana księżniczka, wiesz?
Seokjin wciągnęła gwałtownie powietrze i niemal krzyknęła na te słowa. Księżniczka. Namjoon nazwał ją księżniczką. Coś się w niej skleiło w całość, a usta przejął błogi uśmieszek.
– Joonnie – westchnęła, trochę zawiedziona swoim niskim głosem. Dodała drugi palec.
– Mówiłem, że masz mi obciągać. Nie słuchasz się? – Namjoon zadrwił, a dziewczyna tylko zakwiliła w odpowiedzi. Przyspieszyła ruchy ręki, czując, jak znajduje prostatę. – Zły chłopiec. Zasługujesz na klapsa, dontcha think?
Dziennikarz wcisnął twarz w poduszkę, wolną już dłonią ciskając we własny pośladek. Jęknął głośno, kiedy po całym jego ciele przemknęły iskierki.
– Pieprz mnie, Namjoon – zażądał, odwróciwszy głowę w stronę telefonu. – Już mnie pieprz, proszę.
– Dobrze – powiedział łagodnym głosem młodszy. – Dla ciebie wszystko, księżniczko.
Seokjin uśmiechnęła się słabo.
– Chcesz mnie, co? Lubisz, jak w ciebie wchodzę? – warknął Namjoon. Zielonowłosa dodała trzeci palec. Krzyknęła, czując mieszankę bólu i ogromnej przyjemności.
– Kocham, kocham – westchnęła, wykonując szybkie, płytkie pchnięcia. Jej dłonie różniły się od tych młodszego, od jego penisa. Chciała go. Chciała go całego.
– Nie wytrzymam długo – sapnął blondyn.
– Jak zawsze, gdy najpierw ci trochę poobciągam – zaśmiała się zziajanie zielonowłosa, lecz szybko ten śmiech przerodził się w jęk, gdy zahaczyła o prostatę. – Spokojnie, ja też.
– Nie tylko o to chodzi – zaczął raper . Seokjin wyobrażała sobie, jak jego męskość się w nią wsuwa i wysuwa. Mogłaby dojść na tę myśl. – Nie uprawiałem seksu od ostatniego czasu, gdy się widzieliśmy. Nie waliłem sobie. Cały czas czekałem na ciebie.
A ja się regularnie całowałem z Yoongim i Joshem, z czego z tym drugim zdarzało mi się przelizać.
Dziennikarz przełknął ślinę w próbie odgonienia wyrzutów sumienia, które go dopadały.
– Miło słyszeć – westchnął, rozszerzając nogi. – Ja nie jestem taki cierpliwy.
Namjoon cmoknął, lecz chwilę później wysyczał jakąś kurwę.
– Jezu, na tych Barbie cię tak przerżnę, że przez tydzień nie będziesz chodził – pół warknął, pół jęknął fizyk. Seokjin wydał z siebie ciężki jęk zahaczający o parsknięcie i jeszcze bardziej przyspieszył ruchy.
– Nie rozśmieszaj mnie, jak zaraz mam dochodzić – burknął, co poprzedził stękiem. Coraz więcej fal gorąca zbierało mu się w podbrzuszu. – Boziu, jak dobrze.
– Wiem – szepnął blondyn. – Chcę cię na miejscu. Obiecuję, kurwa, to będzie seks twojego życia.
– Czekam z niecierpliwością – jęknął starszy.  Skulił w sobie palce, trafiając w prostatę. – Zaraz dojdę, Namjooon, kurwa!
– Ja też, ja też. – Namjoon syknął. Drugi wyobraził go sobie. Zawsze tuż przed orgazmem wyglądał najlepiej – zmarszczone brwi, zamknięte oczy, usta rozwarte w przyjemności. Świadomość tego, że to o nim myślał teraz, tuż przed szczytem, rozpaliła Seokjina do końca.
Skulił się w rozkoszy, nie kontrolując już ruchów ręki. Były szybkie, skuteczne i przyjemne. Jęczał bezwładnie w poduszkę. Ciarki tańczyły mu po ciele.
– Jin, Jin, weź poduszkę na bok, chcę cię słyszeć – powiedział pospiesznie Namjoon.
Dziennikarz na oślep zabrał poduszkę spod głowy. Jęknął głośno – za głośno, zdecydowanie za głośno – a na drugim końcu linii rozległ się zdyszany krzyk. Młodszy zawsze wydawał z siebie taki krzyk, gdy szczytował.
– Dojdź – poprosił fizyk. Jego głos był zmęczony, lecz głęboki, zachrypnięty. – Proszę, byłeś dzisiaj taki dobry.
 Seokjin jęknął przeciągle i z ostatnim ruchem ręki oddał się całej tej przyjemności. Na oślep poruszał ręką, chcąc wyciągnąć jak najwięcej ze szczytu, bo było jej wtedy tak cholernie dobrze. Miała wrażenie, że nic nie jest w stanie jej skrzywdzić, że jest bezpieczna, że Namjoon może być piętnaście godzin drogi od niej, ale że jest przy niej.
Trzęsąc się od przeżytego orgazmu, złapała za kołdrę i opatuliła się nią cała.
– Chcę cię tu – mruknęła, może mruknął. – A właściwie, to chcę być tam, gdzie ty. Jezu, to zabrzmiało bardziej romantycznie, niż chciałem.
– Wiem, o co chodzi – zaśmiał się Namjoon.
– Jak już mnie przerżniesz na tych Barbie, to będziesz mnie przytulał, nie? – Seokjin uśmiechnął się, sięgając do ładowarki.
– Jeśli tego chcesz… – Namjoon teatralnie udawał brak zaangażowania.
– Chcę. – Banan dziennikarza się poszerzył. Zamknął oczy, czując, jak dopada go zmęczenie. – Pomogłeś mi w zaśnięciu, nie powiem.
– Do usług. – W głosie młodszego słychać było uśmiech.
– Mam nadzieję, że następnym razem, kiedy będę miał z tym problemy, będziesz na miejscu.
– Ej, teraz to ty jesteś nie na miejscu!
– Wiem, wiem – burknął Seokjin. – Ale na miejscu w tym sensie, żebym w ogóle nie musiał do ciebie dzwonić. Że u mnie.
– Czaję – mruknął fizyk. W tle zielonowłosy wyłapał dźwięk zapalanego papierosa. – Chciałbyś tego typu relacji?
– Miałbyś coś przeciwko?
– Nie.
Niższy zgryzł wargę.
– Namjoon, czym ja dla ciebie jestem?
– Nie wiem – westchnął drugi, zaciągnąwszy się fajką. – To ciężkie pytanie. Naprawdę.
Seokjin przełknął ślinę.
– Dobranoc, Joon.

Zasnął zupełnie rozgrzany.


edit 071116: poprawiłam drobne błędy stylistyczne, interpunkcyjne i inne mało znaczące szity, które jednak rażą
--
ten seks jest jakiś krótki ale to moje pierwsze spotkanie z phone sexem/masturbacja soł dont bijcie
dont bijcie wyje

6 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. O MOJ BOZE
      DOSZLAM
      JAK JIN
      NAPRAWDE

      Usuń
    2. Yeah nigga that's right my type
      Dziena za komentarz byłam trochę insecure jeśli chodzi o smuta ale dobrze ze jednak mi wyszło!

      Usuń
    3. Smut super, naprawdę. I cieszę się, że u Jina dzieją się dobre rzeczy. Że w końcu odezwał się do Namjoona i że zadzwonił do poradni. I mega podoba mi się to miejsce, w którym mieszkał, naprawdę. Wyobrażałam sobie taki elegancki pałacyk, i jego na balkonie. Ojej, piękne to wyszło.
      A, i kocham Yoongiego coraz mocniej w tym opowiadaniu. Pomijając, że to mój ub. Tutaj widać tę jego seksowną nonszalancję, jeju kocham

      Usuń
    4. A to się cieszę! Jak teraz o tym myslę to rzeczywiście u Jina się prostuje. Czy już do końca, czy tylko na pewien czas? ...Nwm nwm dowiecie się w swoim czasie :) Ale ze mnie sadysta hehe
      To miejsce, w którym mieszkał miało w nim wzbudzić miłość do Francji, więc od początku je planowałam w ten sposób. Ps klasycyzm jest super.
      Kocham pisać o Yoongim, serio. On jest taki... Kiedy pojawia mi się riposta w głowie i dochodzę do wniosku, że jest na tyle śmieszna, by ją umieścić w ficzku, zawsze ją głosi Yoongi. On się po prostu nadaje do tego. Może dlatego w nastepnej serii Yoongi będzie w szipie przewodnim? Nwm nwm :)
      ps :))))) :)) :) jestem sadysta

      Usuń