Łoooo, mniej śmiesznie.
zespół: Super Junior
rating: nc-17
pairing: KyuMin
gatunek: smut
ostrzeżenia: AU, seks, przekleństwa
Historia.
Jeśli miałbym wskazać przedmiot, z
którego pragnie spierdolić niemal sto procent populacji uczniowskiej, nie zawahałbym
się wskazania właśnie historii. W końcu czterdzieści pięć minut słuchania o
średniowiecznych muzykach z Fidżi jest istnie fascynujące.
Nauczycielka również nie ratowała
sytuacji. Wiekiem dorównywała zamkom, o jakich opowiadała bez najmniejszej nuty znudzenia w głosie, a jej nienawiść do młodzieży
w wieku lat siedemnastu była niemal tak silna jak moja miłość do Starcrafta.
Rzuciłem jej spojrzenie typu
tak-przysypiam-ale-co-mi-zrobisz, po czym skierowałem swój wzrok na postać
siedzącą obok mnie. Po przeskanowaniu własnej dłoni, okazało się, iż w
przeciągu dwóch ostatnich minut mego doprawdy
fantastycznego żywota dorobiłem się dziary w postaci dwóch serduszek. W
końcu bad boy jestem.
Uśmiechnąłem się pod nosem i
chwyciłem Sungmina za rękę. Pocieszne to, rozkoszne do bólu, że aż się wierzyć
nie chce, iż ma siedemnaście lat. Rzuciłem mu najsympatyczniejsze spojrzenie,
jakie mogłem z siebie wykrzesać i nadal ze splecionymi palcami, przepisałem
(prawdziwy geniusz potrafi pisać obiema rękoma, chociaż lewą trochę gorzej;
królik ma szczęście, iż siedzi od ściany) z tablicy notatkę, skracając ją do
„Napoleon-Francja”. Co prawda, słyszałem wcześniej, że była mowa o muzykantach
z Afryki, lecz któż by się przejmował. Wspominałem już, iż geniusz zapamięta
wszystko?
Powróciłem wzrokiem do Sungmina
wlepiającego we mnie oczy małego pieska.
Samokontrola: poziom zero.
Nie myśląc o konsekwencjach, szybko
złapałem tę chodzącą słodycz za brodę i przyciągnąłem go do siebie, kradnąc
szybkiego całusa. Szczęście, chyba nikt tego nie zauważył. Nie, żebym ukrywał
związek, po prostu moglibyśmy dostać zdrowy opierdol za lizanie się na lekcji.
No, Heechul siedzący ławkę przed
nami wgapiał się w nas ze złowieszczym uśmieszkiem. Olać to.
Powróciłem do jakże wyczerpującego
notowania, choć Minnie pozostał statyczny. Spoglądał na mnie jakby mu się sam
Jezus objawił, a zanim miałem odwarknąć prawie tak elokwentne co romantyczne „co, kurwa” (miłość zaślepia, ale
poetycki chuj poetyckim chujem pozostanie), przejechał palcem po dolnej wardze.
A wierzcie lub nie, te usteczka
czynią cuda.
Przed równie nastrojowym pytaniem „ale o co ci, kurwa, chodzi”, chłopak
uprzedził mnie wargami pożerającymi moje odpowiedniki. Bezceremonialnie rozwarł
mi usta, wsuwając w nie swój język i szturchając mój, jakby prosząc o
odpowiedź, ale kiedy postawiłem pierwszy krok w stronę odmowy, klasą zadudniło
głębokie larum.
– Liżą się!
Od zawsze mnie to zastanawiało,
jakie to by było uczucie, ukręcić mu ten zniewieściały kark.
Na szczęście, prędkość odwrotu
Sungmina przebiła tę obrócenia się uczniów i przede wszystkim, nauczycielki. Co
prawda, zlustrowała nas wzrokiem mordercy, a jej podejrzenie zapewne sięgnęło
zenitu na twarzy Minniego, która kolorem przypominała dojrzały owoc truskawki,
ale nie miała podstaw do kolejnego „Kyuhyun do dyrektora”. Wyrobiła sobie już
do tego intonację. Niby znudzona, ale widać, że suka cieszy się nieszczęściem
innych. I to kobieta po studiach. Wstyd.
Chociaż po kilku sekundach zaczęła
wzrokiem robić nam to, co ja pragnąłem uczynić Heechulowi, a kiedy trochę za późno na geniusza wpadłem na powód,
Sungmin pociągnął mnie za nadgarstek tak mocno, że myślałem, że mi żyły przeciął
o kant ławki. Lamerska śmierć.
Kiedy nauczycielka wreszcie raczyła
powrócić do lekcji, rzuciłem Minniemu spojrzenie z grupy „co to miało kurwa
być”. On owe nieme pytanie całkowicie zignorował, tylko dalej pożerał mnie tymi
wielkimi ślepiami. Nie, żebym narzekał.
Tylko wiecie, zmartwiłem się z
momentem, kiedy pociągnął nasze wciąż złączone dłonie na jego udo, zmuszając
przy tym moją do ściśnięcia owej części nogi. Sapnął cicho, uświadamiając mnie
przy tym, że w rzeczy samej,
geniuszu, był napalony. W dwie
minuty. Ach, ten młodzieńczy wigor.
Powtórzył czynność, a ja, debil,
nie zareagowałem. W dodatku tępo patrzyłem na tablicę, bo, jak powszechnie
wiadomo, ma samokontrola opiera się na słabych zawiasach i jeśli się za nią
szarpnie, atakuje. Od tyłu. Zazwyczaj Sungmina. A tego w klasie nie chcemy.
Przygryzłem wargę, zauważywszy, że
moje palce wędrują trochę wyżej niż udo. Dokładniej do pewnego narządu istniejącego
tylko w męskim organizmie, a gdy już się tam znalazły, musnąłem z ciekawości
twardawy organ (a ksiądz ostrzegał, że ciekawość to pierwszy stopień do
piekła), otrzymując w odpowiedzi gwałtowny wdech i cichy syk. Pokierował moją
dłonią wyżej i bezceremonialnie wsunął ją pod swoje spodnie.
Wiecie, uroczy chłopak ma swoje
wady i zalety. Z tych pierwszych to fakt, że jak ma się ochotę go wyściskać i
wycałować na śmierć, jak tylko się pojawi w zasięgu wzroku. Do negatywnych
należy prawdopodobne motto życiowe „żyć w celibacie, to żyć w szczęściu”. Ku
mej radości, bywały przypadki, w których udawało mi się złamać ową zasadę.
Oto, za pierwszym tknięciem,
obdarzył mnie głębokim jękiem.
Kurwa mać.
Jestem udupiony.
Szybko wyjąłem rękę spod gaci Sungmina,
a na moich ustach zagościł głupawy, zapewne nerwowy uśmieszek.
– S-Sungmin, d-dobrze się czujesz?
– Wydukała nauczycielka, chyba nie wierząc najbardziej prawdopodobnym wersjom
tego, co się właśnie wydarzyło. – Ch-chcesz iść do pielęgniarki?
--
Wplotłem palce w blond czuprynę,
wgapiając się w te usta. Właśnie
udowadniały mi, że naprawdę czynią
cuda. Podobno byłem jego pierwszym, więc zastanawiało mnie to, gdzie on się nauczył
tak nieziemsko obciągać.
Czasami bałem się tego, że po
pijaku (jakby Minnie w ogóle pił) prześpi się z jakimś delikwentem z fetyszem
słodkich chłopców, a ów złoczyńca przekona go, że robi lody pokroju rasowej
dziwki, albo nawet lepsze i zaciągnie go do przemysłu porno. Potem takie myśli
mijały, bo przecież jest zbyt nieśmiały. Przynajmniej dla nieznajomych.
Mruknął cicho, całkowicie mnie
otrzeźwiając, a jednocześnie odurzając. Powtórzył czynność, językiem
przesuwając po dolnej części mojej dumy, by potem kontynuować ruchy góra-dół. Dosłownie
poczułem jak się uśmiecha na reakcję. Szczęście, że nie jęczę zbyt głośno.
W sumie, jeśli trzeba by było nas
nakryć to w tamtym momencie. Oświadczał mi się, czy coś.
Wraz z pierwszymi falami gorąca
zbierającego się w moim podbrzuszu, boleśnie złapałem go za włosy, podnosząc do
góry. Jęknął słabo w odpowiedzi, pozwalając się twardo traktować.
Najdelikatniejszy nie byłem, przyznam. Ale wiecie, sytuacja się zmienia, kiedy
Sungmin ma w sobie coś z masochisty.
Połączyłem nasze usta, próbując
przy tym siebie. Nie walczył o dominację, nie należał do tego gatunku ludzi.
Zdecydowanie dało się go opisać jako „pasywnego”. Popchnąłem go lekko do ściany
naprzeciwko, nadal nie oddzieliwszy warg od siebie nawzajem. Te zdawały się żyć
własnym życiem, bo pomimo tego, iż całą swoją uwagę skupiałem na uważnym
rozpinaniu guzików koszuli niższego, kontynuowałem pocałunek. Może to kolejna
cecha geniuszy.
Po odsłonięciu bladej piersi,
brutalnie zsunąłem się z ustami na jego szyję, którą udekorowałem sinymi
śladami zębów. Pisnął wysoko, pozwalając ubraniu luźno zwisać mu na ramionach i
zjeżdżając z moimi dłońmi na pasek od spodni, bezceremonialnie dając mi do
zrozumienia, że tak, Kyukyu, masz go już
przeruchać, bo się zniecierpliwi.
Nie, żeby miał gdzieś uciec, jak
się zirytuje. To nie Heechul. Wolałbym sobie nie wyobrażać jego wkurwionego.
Pewnie w ruch idą noże. Biedni ci, którzy z nim sypiają.
Zarzucił mi nogę na talię,
domagając się jakiegokolwiek kontaktu z jego całkowicie już twardą dumą.
Uśmiechnąłem się pod nosem i powróciłem do jego ust, zszarpując z Sungmina
spodnie wraz z bokserkami. Musnąłem męskość chłopaka kilka razy, bardziej się z
nim drocząc niż go faktycznie satysfakcjonując.
– Kyu… – Jęknął desperacko,
wypychając biodra.
– Odwróć się. – Rzuciłem komendą,
po czym wziąłem w zęby jego małżowinę uszną.
Czułem jak zadrżał po części pod tymi słowami,
po części pod moim oddechem. Posłusznie wykonał rozkaz, obracając się od sto
osiemdziesiąt stopni i nieco się wypinając. Zrzuciłem z siebie sweter, mniej
dbając o koszulę. I tak nie miałem co drugiego guzika.
Wychrypiałem mu do ucha jakiś
ordynans, krążąc dwoma palcami po jego wardze. Rozwarł ulegle usta, pozwalając
mojej dłoni wślizgnąć się do buzi, kreśląc po niej tym cudownym językiem.
Ścisnąłem w międzyczasie jego pośladek, wydobywając z chłopaka stłumiony pisk.
Po uznaniu, że moją rękę pokrywa
wystarczająca ilość śliny, odbyłem nią krętą wędrówkę wzdłuż prowizorycznie
zakrytych pleców Sungmina. Trafiwszy do tyłka, od razu wsunąłem w niego jeden
palec, szybko dołączając kolejny. Syknął w oddźwięku na niemiłe uczucie, choć
ja, bezuczuciowy chuj, niespecjalnie się tym przejąłem, kontynuując
przygotowywanie go.
Dopiero w tamtym momencie
pożałowałem tego, że kazałem mu uklęknąć. Do dzwonka zostało może piętnaście
minut.
– Minnie,
wiem, że to zaboli, ale nie mamy czasu i błagam, nie bądź za głośno. –
Wymamrotałem, wyjmując palce i napierając główką na jego wejście. Oczywiście,
że czułem się źle z tak gówniacką preparacją, ale co robić. Obydwaj byliśmy
twardzi jak Stallone w Rambo, a czas uciekał.
Powoli, najwolniej jak tylko
potrafiłem, wszedłem w niego, uprzednio użyczywszy mu palców do stłumienia
jęków. Istotnie, używał ich najskuteczniej jak się dało, myślałem, że mi rękę
odgryzie. Syknąłem z bólu, choć dobrze wiedziałem, że jedyną osobą, jaką mogę o
niego obwiniać byłem ja. Wszakże uczucie towarzyszące mojej niższej partii
rekompensowało palce z nawiązką.
– Kyu – wysapał drżącym głosem. –
Już możesz…
Nie trzeba mi było mówić więcej.
Wykonałem na początku jeden, głęboki ruch, a z problemami z samokontrolą, owe
powolne posunięcia szybko zamieniły się w energiczne, zapewne bolesne dla
Sungmina pchnięcia. Ja za to z trudem powstrzymywałem jęki, nie chcąc mu
pokazać, że cierpiał jako jedyny.
Zacząłem składać na jego plecach
motyle pocałunki, łaknąc mu jakoś odstąpić od cierpienia. Ścisnąłem lekko
pośladek oraz miarowo jąłem głaskać po udzie, uzyskawszy w odzewie pierwszy
świergot świadczący o tym, iż między ból udało mi się wpleść choć trochę
przyjemności.
– Kyu… – Tutaj uciął go cichy jęk.
– Prawie… Trochę… – Kolejny, tym razem nieco głośniejszy. – Głęb—
Zduszony krzyk.
Kto jest mistrzem seksu?
A mówili mi, że jak wytrwam całe
życie przed Starcraftem to w seksie będę nie człowiek, a dupa. Szach mat,
ateiści i hejterzy z mej klasy, nawet nie mam prawej ręki wyćwiczonej.
Dosłownie molestowałem owe miejsce,
wsłuchując się w nadobną melodię wydobywającą się z ust Sungmina. Przez chwilę
przed moimi oczyma pojawił się aspekt łazienki, do której każdy może wejść,
lecz odpłynął z kolejnym stłumionym krzykiem rozbrzmiewającym w moich uszach.
Opuściłem powieki, nieco
przyśpieszając ruchy miednicą. Zwykłem droczyć Minniego, ale teraz czas uciekał
i trzeba wyciągnąć z tego wszystkiego jak najwięcej.
Zostało jeszcze jakieś siedem minut
do dzwonka, minus dwie na ubranie się… Okej, pora zaszpanować skillsami.
Nachyliłem się jeszcze bardziej,
biorąc między zęby skórę z łopatki. Ręka zawędrowała do zapomnianej światu
męskości chłopaka, powoli ją stymulując. Wycałowałem doszczętnie całą
powierzchnię jego pleców, choć posłużyły mi jeszcze do tłumienia własnych
jęków. Jakoś nie lubiłem hałasować w łóżku. W kiblu również.
Pchnięcia stawały się coraz
bardziej rozbiegane, a na mojej skroni pojawiły się pierwsze kropelki potu. Nie
ma to jak jebać na pół klasy na matmie. Ach, te naturalne perfumy.
Pieszczoty na dumie Sungmina
również chuj strzelił (kocham mój dobór słów, doprawdy), bo zaczęły przypominać
obieranie marchewki przez dziecko z autyzmem (takoż porównania me wybitne),
choć nie wydawał się buntować. Chyba, żeby zacząć postrzegać bezwstydne krzyki
jako wyraz dezaprobaty.
Zacisnąłem wargi, powstrzymując
coraz przyjemniejsze fale gorąca przeszywające całe moje ciało. Minnie nie
wydawał się wytrzymać długo, ale rozumiecie, top kamienny kamieniem pozostanie,
czy jakoś tak.
Mentalnie westchnąłem z ulgą, słysząc,
że jęki dosięgały tak wysokich rejestrów, że Céline Dion mogłaby o takowych
tylko pomarzyć, szczególnie, iż każda oktawa niosła się do góry na niższej
samogłosce, „u”. Nie muszę tłumaczyć jak brzmiały pozostałe dwie litery,
prawda?
W końcu, z jego ust padł ostateczny
stęk – urwany, przepełniony czystym błogostanem. Pożałowałem wtedy tego, że nie
mogłem zobaczyć jego twarzy; jeżeli istnieje coś, co przebija jęki, to właśnie
jego buzia.
Nie będąc w stanie się dłużej
powstrzymywać, wkrótce i ja oddałem się rozkoszy, dochodząc z cichym jękiem.
Szczyt to jedyna chwila, kiedy pozwalam mu mnie usłyszeć. Jakieś takie głupie
przekonanie.
Wyszedłszy, ciasno objąłem drżącą
figurę w oczekiwaniu na spokój oddechu. Obydwaj dzieliliśmy ten problem;
miarowa praca płuc po seksie. Albo obydwaj byliśmy dla siebie za dobrzy, chuj
wie.
Jezu, wszędzie te podteksty.
– Mamy tylko papier toaletowy –
zaśmiałem się w braku tchu, wskazując na jego brzuch. Sungmin tylko wygiął usta
w podkówkę, nieśpiesznie zabierając się za czyszczenie własnego ciała. –
Jeszcze moja ręka.
– Poradzisz sobie – uśmiechnął się
przewrotnie, a ja poczułem jak na ten uśmiech miękną mi żebra (poetą nie
jestem, tak?).
Nie zaszła między nami żadna
wymiana słów. Nieco mnie to zdziwiło, gdyż gdy mieliśmy do dyspozycji łóżko,
Minnie był w stanie tulić się i bajać godzinami. Mógłbym się założyć, że
właśnie ten czas uniesienia jest jego ulubionym, te wszystkie pierdołowate
gadki o niczym. Może inaczej reagował na szybki numerek w kiblu?
To Sungmin ubrał się jako pierwszy.
Przed wyjściem złożył na moich ustach krótki pocałunek, po czym wyszedł z
łazienki, chyba starając się wykonać to jak najciszej jak możliwe.
Uśmiechnąłem się pod nosem, odziawszy
wszystkie niezbędne części garderoby. Nadal do końca nie wierzyłem, jakim cudem
wciąż nie rozbrzmiał dzwonek, choć to nie tak, żebym się tym przejmował.
Wyszedłem z kibla, a mym oczom
ukazał się istnie złowieszczy obraz.
Manipulanckipatafianzniewieściałamendadziwkacomiaławdupiepółszkołyskurwieljakichmało, w
niektórych kręgach znany jako Heechul, stał nonszalancko oparty o ścianę z
niepokojącym uśmieszkiem igrającym w kącikach ust i telefonem w dłoni.
Omg niej ukochany paring *.* tak bardzo lubię tego one-shota mój mistrz!!! Więcej KyuMin to moje OTO ♥
OdpowiedzUsuń