Przysięgam, to miały być ostre seksy. Zjebane poczucie humoru nie wybiera :V
zespół: Super Junior
rating: nc-17
pairing: HanChul
gatunek: smut, komedia
ostrzeżenia: seks, przekleństwa, niedojebany Heechul (czemu ja przed tym ostrzegam, taka prawda)
Hangeng stęka na dźwięk dzwonka do
drzwi. Na początku myśli nawet o tym, by zignorować denerwujący alarm, lecz
odrzuca od siebie tę głupawą zachciankę, usłyszawszy, iż na przycisku wygrywana
jest złowieszcza, a jednak trochę sielankowa melodia. Nie wie, czy być
przerażonym, czy może szczęśliwym, choć na jego ustach maluje się lekki
uśmiech.
Rzuca się do klamki, gdyż,
delikatnie mówiąc, wkurwione pomruki
towarzyszące „Let It Go” odtwarzanym na drzwiach wzbudzają w nim trochę
strachu. Jeśli miałby wybrać najprzydatniejszą myśl, przewodnika, Jezusa jego
życia, byłoby to „nigdy nie podważaj
divy i siły w niej drzemiącej”.
Po uchyleniu drzwi zostaje
zaatakowany przez parę górnych kończyn ludzkich zarzuconych mu na szyję oraz
niecierpliwe usta wpijające się w te jego. Tajemniczy napastnik uwiesza się
Chińczyka i pcha go w głąb mieszkania, nogą zamknąwszy za sobą drzwi.
– Zainstalowali mi lustro w sali z
perkusją – szepcze przybysz między pocałunkami, teraz już całkowicie uczepiając
się uda młodszego. Taki już zwyczaj. Ani dzień dobry, ani kocham cię, ani
pocałuj mnie w dupę, tylko przychodzi to i udaje koalę i eukaliptusa, z czymże
szczytna rola tego drugiego przypada Hangengowi. – Nawet nie wiesz, jak
kurewsko podniecający jestem, gdy gram, Hannie.
Wyższy chciałby trochę odepchnąć
chłopaka, co jednak uniemożliwia pozycja, a jakiej się znajdują (a zwalenie
divy na podłogę równa się z samobójstwem), więc jego sceptyczne spojrzenie
odbywa stosunek z przeciwległą ścianą oraz kawałkiem ciemnej czupryny. Wybiera
opcję kopulacji wzrokowej z włosami Heechula, bo musi przyznać, niejedna
dziewczyna by mu ich pozazdrościła. Chociaż nie tylko tej jego części się to
tyczy.
– Czyli powodem tego czegoś, co
wbija mi się w brzuch – otrzymuje karcące spojrzenie na „tego czegoś”. Jakiejże
księżniczce podoba się nazywanie jej narządów rozrodczych „tym czymś”? Debil
musi się jeszcze wiele nauczyć w zakresie tego gatunku. – jest to, że
podnieciłeś się samym sobą, więc, jak mniemam, przyleciałeś do Chin tylko po
to, by uprawiać seks? – Hangeng daje z siebie wszystko, by pomimo kiepskiego
koreańskiego udało mu się przekazać choć odrobinę powątpiewania w zachowania
rapera. Ale cóż. Wiedział przecież z kim się wiązał.
– Czyli masz mnie przyprzeć do
ściany i pieprzyć do nieprzytomności.
Chińczyk jęczy desperacko na słowa
ukochanego.
To nie tak, że nie lubi seksu.
Heechul ma piękne ciało, zachwyca go to, jak idealnie blade obojczyki
kontrastują z malinkami, kocha wszystkie kurwy jakie wyjękuje, uwielbia patrzeć
jak najpiękniejsza twarz jaka kiedykolwiek istniała (a niech ktoś mu spróbuje
wmówić, że są ładniejsi!) wykrzywia się w grymasie przyjemności. Ale nie
przekonuje go to, co raper nazywa „przyparciem do ściany i pieprzeniem do
nieprzytomności”. Kim Heechul lubi gdy boli. To nie tajemnica, każdy członek po
dziewięciu latach mieszkania z nim słyszał już krzyki dobiegające z jego
pokoju. Tak więc noc idealna u pana/pani/płeć
do negocjacji Kim Heechula pozbawiona byłaby przygotowania czy lubrykantu,
a za to pozostawiłaby po sobie tydzień kuśtykania. I jeszcze bardziej kalecznego
tańca niż zwykle. Hangeng na początku nie wierzył, że da się tańczyć jeszcze
gorzej, lecz Koreańczyk, jak widać, sprawia, że niemożliwe staje się możliwe.
Jeśli ktoś robiłby wykres
delikatności ich zbliżeń, jakieś siedemdziesiąt siedem procent stanowiłyby te
łagodne, takie, jakie lubi Chińczyk. Piętnaście to nastawienie nie chcesz się ruchać na środku parku to
ruchaj się z własną ręką, a pozostałe osiem to efekt nacisku Heechula,
czyli właśnie „przyparcie do ściany i pieprzenie do nieprzytomności”. Kolejną
przydatną w życiu Hangenga zasadą jest to, że divie się nie odmawia.
Przynajmniej nie w sytuacjach, kiedy nie jest to wymagane. W przypadku parku
trzeba postawić na swoim.
– Pośpiesz się, Chinolu, bo zaraz
to ja będę pieprzyć ciebie – młodszy nawet nie zauważył
kiedy sześćdziesiąt kilo piękna zeskoczyło z niego i odeszło na parę kroków,
ciągnąc go przy tym za rękę.
– Nienawidzisz topować – uśmiecha
się tancerz, nie ruszając się ani kroku. Zabawne, zawsze to Heechul jest tym,
który się droczy.
– Ciebie też nienawidzę, a jakoś z
tobą jestem, wiec radzę ci nie podważać mojej nienawiści do topowania! – Warczy
z wyraźną irytacją, lecz dwie sekundy później mruczy w gardło Hangenga, gdy ten
posłusznie przygwożdża go do ściany z pysznym pocałunkiem po drodze.
Znów uczepia się Chińczyka, tym
razem nogi zaplatając w pasie, nie na udzie. Pojękuje cicho, kiedy znajome
dłonie ściskają jego pośladki, pozbawiając przy tym możliwości stłuczenia sobie
dupy, czytaj upadku z metra dwadzieścia. Chwilę później owe zabezpieczenie
traci, wraz z rękami młodszego ściągającymi z niego koszulkę, tym samym
zmuszając go do podniesienia ramion do góry. Nie, żeby narzekał, ale opieranie
się na samej talii tancerza i ścianie wydaje się dość ryzykowne. W dodatku
ciężko mu zachować balans przez pocałunek, a kiedy już otwiera usta w próbie
zwrócenia uwagi na niebezpieczeństwo zaistniałej sytuacji, młodszy przechwytuje
moment, jeszcze bardziej rozchylając wargi księżniczki oraz niemal pożerając
jego język. Od zawsze chujowo całował.
Kiedy górna część garderoby leży
gdzieś na podłodze, nie pozostaje dłużny kochankowi oraz sięga za krawędź jego
bokserki. Hangeng widzi ten gest i decyduje, że lepiej będzie dla nich obydwu, jeśli
rozbiorą się na podłodze. Woli nie ryzykować własnego życia i dupy księżniczki.
Kiedy już łapie starszego w pasie, ten zaczyna się szarpać i wymachiwać palcem
w akcie ostrzeżenia. Chińczykowi przechodzi przez myśl, iż jego chłopak
zachowuje się jak jakiś niedojebany egzorcysta zwalczający termity, lecz karci
się za te myśli, bojąc się wymyślnej metody kastracji, jaką przeprowadziłby na
nim raper.
Heechul, mierząc ukochanego
podejrzliwym wzrokiem (skurwysyn z oczu wszystko wyczyta), ponownie zeskakuje z
eukaliptusa aka Hangenga i mocuje się z guzikiem własnych spodni. Młodszy patrzy
się na niego z frustracją. Ma go rozebrać, pocałować, przeruchać?
– Przestań się gapić jak szpak na
jebanie, tylko zdejmuj spodnie – syczy starszy, rzucając kurwą na złośliwość
rozporka. Jak zawsze. – No nie mów mi, że się wstydzisz, widziałem cię nago w
chuj razy – jęczy desperacko, widząc oddalające się plecy tancerza.
– Potrzebujemy nawilżenia,
księżniczko – chichocze wyższy, choć jego głos pozostaje spokojny jak zawsze.
Nie zwalnia chodu, zdejmuje koszulkę przez głowę, a pomieszczenie dalej słyszy
dreptanie stóp poprzedzone szuraniem ubrań o podłogę. Kroki podążają za nim do
łazienki, gdzie niemal się na niego rzucają. Otwarłszy szufladę, praktycznie na
oślep wyjmuje różowiutką butelkę miłości.
– Weźże mnie na sucho, dupo wołowa!
– Praktycznie krzyczy Heechul, choć bez skutków. Chińczyk tylko potrząsa głową
i odkłada lubrykant na kant zlewu. Potem nie będzie czasu na szukanie po
szafkach.
Hangeng powraca do kochanka, który
od razu ciasno obejmuje go w pasie, lecz jeszcze się nie uwiesza. Na
zaniepokojone spojrzenie ten tylko wskazuje na spodnie tancerza. Oczywiście, że
sam musi je zdjąć, Heechulowi ciężko rozebrać nawet samego siebie. Choć cudem
to zrobił, bo stoi przed nim taki, jakim go pan Bóg stworzył. W którego
istnienie notabene obydwaj wątpią. Wszystkiemu rzecz jasna towarzyszą wkurwione
warknięcia, bo dlaczegożby nie odsłaniać światu swojego zdenerwowania na
otaczający świat.
Kiedy i Hangeng pozbawił się
ostatnich części garderoby, znów pełni rolę eukaliptusa. Sięga w bok po butelkę
i rozsmarowuje żel na palcach. Niższego intryguje ta tubka. Różowa, ładna maść
na dosłowny ból dupy, w dodatku ślicznie pachnie. Nie rozumie jednak, dlaczego
na każdym opakowaniu widnieje napis „2 in 1 massage gel”. No bo gdzie to drugie
zastosowanie?
Uprzytamnia go zimny plac krążący
po jego wejściu i usta atakujące te jego. Wszelako szybko zrywa pocałunek.
– Spróbuj mi tylko włożyć ten palec
w dupę, a obudzisz się jutro bez chuja!
Młodszy patrzy na niego z
przerażeniem. Czy on naprawdę musi wszystko utrudniać?
Wmasowuje żel z dłoni w swoją
męskość (tego Heechul mu nie zakaże, naoglądał się już dość kalecznego tańca i
nie chce powtarzać tego traumatycznego przeżycia) oraz zwiększa ucisk na
pośladkach drugiego, jakby miało mu to pomóc w podtrzymywaniu metra
siedemdziesiąt dziewięć istnego chaosu. Jak zapragnie gmatwać jeszcze bardziej
to nic go nie powstrzyma.
Tak więc, za rzekomym pocieszeniem
księżniczki, wchodzi w niego jednym, płynnym ruchem.
– Nienawidzę cię! – Krzyczy tak
głośno, że go pewnie w Polsce słyszą. Albo i dalej, o ile istnieje większe
zadupie.
Hangeng wgapia się w niego w
czystym strachu. Stracił życie. Heechul płacze, ba, ryczy jak bóbr, a
jednocześnie kurwi na całe gardło, tak, że Chińczyk boi się, że ktoś wezwie
policję. Uspokaja go tylko myśl, iż z tego co się orientuje, żaden z sąsiadów
nie zna koreańskiego. Nie robili tego od jakiegoś czasu, może to naprawdę za
dużo?
– Ale znienawidzę cię jeszcze
bardziej, jeśli ze mnie wyjdziesz, imbecylu! – Jęczy płaczliwie, nawiązując kontakt
wzrokowy. Najwyraźniej zauważył powolne wycofywanie się ukochanego, co w sumie
nie dziwi młodszego. Przecież diva wie wszystko.
Tancerz, bojąc się nadchodzącej
śmierci, zaczyna się poruszać. Jeśli pozostanie statyczny, mógłby się założyć,
iż jęczący przed nim osobnik wątpliwej płci go zje. Albo spali na stosie. Albo
odda kotom.
…Albo wymyśli coś z Kyuhyunem…
Tak więc napędzany tymi
przerażającymi myślami, przyśpiesza i pieprzy go tak, jak starszy lubi. Szybko.
Od tego w końcu zależy jego życie.
– Głębiej, Hannie, po jelita! –
Piszczy raper, z całej siły kopiąc plecy Chińczyka. Ten zatapia twarz w
wgłębieniu między szyją a obojczykiem księżniczki, nie do końca podniecając się
słowami ukochanego. Ale cóż. Zdążył już przywyknąć.
I może nie głębiej, ale celniej.
Dwa posunięcia później kwiczy jak zarzynana świnia, kiedy wyższy znajduje
o-mój-boże-ten punkt.
Wtedy też odchyla głowę w bok.
Kurwa mać, właśnie odkrył, że
Hangeng ma w kiblu lustro.
Włosy rozmierzwione, policzki
zaróżowione, usta opuchnięte, a oczy zaszklone przyjemnością oraz łzami. Całość
doprawia porcelanowa skóra i te nogi..!
Jeśli Heechul miałby podać
najseksowniejszy widok, jaki widział to nie będzie to już to, jak gra na
perkusji. Łuhuhu, nawet to, jak się kąpie jest temu dalekie.
Wyobraźnia działa. Spogląda na
Hangenga, a mając głowę w chmurach, bez problemu wyobraża sobie kogoś innego na
jego miejscu.
To trochę dziwne, uprawiać seks ze
samym sobą. Ale bez przesady, Hannie do pięt nie dorasta temu Heechulowi. Ma przed sobą najseksowniejszego człowieka na
świecie, w dodatku ten nad nim topuje. Sam nienawidzi tego robić, ale okazuje
się, że obożejesttakihotkiedyjestnagórze.
Z takim obrazem i tak dobrym w
łóżku partnerem (jakim jest oczywiście on sam, nikogo nie można porównywać od samego Kim Heechula), nie wytrzymuje
długo.
– Kim Heechul! – Z jego ust
wydobywa się urwany krzyk. Każdy mięsień w jego ciele się zaciska i wie, że
doprowadzi tym do szczytu i Hangenga.
Dwa, może trzy ruchy później i
przekonuje się, że Kim Heechul ma zawsze
rację.
Kończyny odmawiają mu
posłuszeństwa, a jako, że nie jemu jedynemu brakuje sił, nikt nie zapobiega
osuwającym się nogom. Sekundę później ląduje na twardej posadzce. Dupą. Obolałą
dupą.
Przypomina sobie, że coś jest nie
tak, kiedy chce kogoś opieprzyć. Przecież nie będzie narzekał na samego siebie.
A no bo przecież on tak naprawdę to
się z Hangengiem ruchał…
– Jak śmiesz, najpierw mnie
zgwałcić, a teraz upuścić! Jeszcze kondoma nie używałeś, sam będziesz to
czyścił!
Hangeng myśli, że to chyba
niemożliwe, być zakochanym bardziej, niż on w Heechulu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz