wtorek, 27 stycznia 2015

"Lustro" [oneshot]

Przysięgam, to miały być ostre seksy. Zjebane poczucie humoru nie wybiera :V

zespół: Super Junior
rating: nc-17
pairing: HanChul
gatunek: smut, komedia
ostrzeżenia: seks, przekleństwa, niedojebany Heechul (czemu ja przed tym ostrzegam, taka prawda)

 



Hangeng stęka na dźwięk dzwonka do drzwi. Na początku myśli nawet o tym, by zignorować denerwujący alarm, lecz odrzuca od siebie tę głupawą zachciankę, usłyszawszy, iż na przycisku wygrywana jest złowieszcza, a jednak trochę sielankowa melodia. Nie wie, czy być przerażonym, czy może szczęśliwym, choć na jego ustach maluje się lekki uśmiech.
Rzuca się do klamki, gdyż, delikatnie mówiąc, wkurwione pomruki towarzyszące „Let It Go” odtwarzanym na drzwiach wzbudzają w nim trochę strachu. Jeśli miałby wybrać najprzydatniejszą myśl, przewodnika, Jezusa jego życia, byłoby to „nigdy nie podważaj divy i siły w niej drzemiącej”.
Po uchyleniu drzwi zostaje zaatakowany przez parę górnych kończyn ludzkich zarzuconych mu na szyję oraz niecierpliwe usta wpijające się w te jego. Tajemniczy napastnik uwiesza się Chińczyka i pcha go w głąb mieszkania, nogą zamknąwszy za sobą drzwi.
– Zainstalowali mi lustro w sali z perkusją – szepcze przybysz między pocałunkami, teraz już całkowicie uczepiając się uda młodszego. Taki już zwyczaj. Ani dzień dobry, ani kocham cię, ani pocałuj mnie w dupę, tylko przychodzi to i udaje koalę i eukaliptusa, z czymże szczytna rola tego drugiego przypada Hangengowi. – Nawet nie wiesz, jak kurewsko podniecający jestem, gdy gram, Hannie.
Wyższy chciałby trochę odepchnąć chłopaka, co jednak uniemożliwia pozycja, a jakiej się znajdują (a zwalenie divy na podłogę równa się z samobójstwem), więc jego sceptyczne spojrzenie odbywa stosunek z przeciwległą ścianą oraz kawałkiem ciemnej czupryny. Wybiera opcję kopulacji wzrokowej z włosami Heechula, bo musi przyznać, niejedna dziewczyna by mu ich pozazdrościła. Chociaż nie tylko tej jego części się to tyczy.
– Czyli powodem tego czegoś, co wbija mi się w brzuch – otrzymuje karcące spojrzenie na „tego czegoś”. Jakiejże księżniczce podoba się nazywanie jej narządów rozrodczych „tym czymś”? Debil musi się jeszcze wiele nauczyć w zakresie tego gatunku. – jest to, że podnieciłeś się samym sobą, więc, jak mniemam, przyleciałeś do Chin tylko po to, by uprawiać seks? – Hangeng daje z siebie wszystko, by pomimo kiepskiego koreańskiego udało mu się przekazać choć odrobinę powątpiewania w zachowania rapera. Ale cóż. Wiedział przecież z kim się wiązał.
– Czyli masz mnie przyprzeć do ściany i pieprzyć do nieprzytomności.
Chińczyk jęczy desperacko na słowa ukochanego.
To nie tak, że nie lubi seksu. Heechul ma piękne ciało, zachwyca go to, jak idealnie blade obojczyki kontrastują z malinkami, kocha wszystkie kurwy jakie wyjękuje, uwielbia patrzeć jak najpiękniejsza twarz jaka kiedykolwiek istniała (a niech ktoś mu spróbuje wmówić, że są ładniejsi!) wykrzywia się w grymasie przyjemności. Ale nie przekonuje go to, co raper nazywa „przyparciem do ściany i pieprzeniem do nieprzytomności”. Kim Heechul lubi gdy boli. To nie tajemnica, każdy członek po dziewięciu latach mieszkania z nim słyszał już krzyki dobiegające z jego pokoju. Tak więc noc idealna u pana/pani/płeć do negocjacji Kim Heechula pozbawiona byłaby przygotowania czy lubrykantu, a za to pozostawiłaby po sobie tydzień kuśtykania. I jeszcze bardziej kalecznego tańca niż zwykle. Hangeng na początku nie wierzył, że da się tańczyć jeszcze gorzej, lecz Koreańczyk, jak widać, sprawia, że niemożliwe staje się możliwe.
Jeśli ktoś robiłby wykres delikatności ich zbliżeń, jakieś siedemdziesiąt siedem procent stanowiłyby te łagodne, takie, jakie lubi Chińczyk. Piętnaście to nastawienie nie chcesz się ruchać na środku parku to ruchaj się z własną ręką, a pozostałe osiem to efekt nacisku Heechula, czyli właśnie „przyparcie do ściany i pieprzenie do nieprzytomności”. Kolejną przydatną w życiu Hangenga zasadą jest to, że divie się nie odmawia. Przynajmniej nie w sytuacjach, kiedy nie jest to wymagane. W przypadku parku trzeba postawić na swoim.
– Pośpiesz się, Chinolu, bo zaraz to ja będę pieprzyć ciebie – młodszy nawet nie zauważył kiedy sześćdziesiąt kilo piękna zeskoczyło z niego i odeszło na parę kroków, ciągnąc go przy tym za rękę.
– Nienawidzisz topować – uśmiecha się tancerz, nie ruszając się ani kroku. Zabawne, zawsze to Heechul jest tym, który się droczy.
– Ciebie też nienawidzę, a jakoś z tobą jestem, wiec radzę ci nie podważać mojej nienawiści do topowania! – Warczy z wyraźną irytacją, lecz dwie sekundy później mruczy w gardło Hangenga, gdy ten posłusznie przygwożdża go do ściany z pysznym pocałunkiem po drodze.
Znów uczepia się Chińczyka, tym razem nogi zaplatając w pasie, nie na udzie. Pojękuje cicho, kiedy znajome dłonie ściskają jego pośladki, pozbawiając przy tym możliwości stłuczenia sobie dupy, czytaj upadku z metra dwadzieścia. Chwilę później owe zabezpieczenie traci, wraz z rękami młodszego ściągającymi z niego koszulkę, tym samym zmuszając go do podniesienia ramion do góry. Nie, żeby narzekał, ale opieranie się na samej talii tancerza i ścianie wydaje się dość ryzykowne. W dodatku ciężko mu zachować balans przez pocałunek, a kiedy już otwiera usta w próbie zwrócenia uwagi na niebezpieczeństwo zaistniałej sytuacji, młodszy przechwytuje moment, jeszcze bardziej rozchylając wargi księżniczki oraz niemal pożerając jego język. Od zawsze chujowo całował.
Kiedy górna część garderoby leży gdzieś na podłodze, nie pozostaje dłużny kochankowi oraz sięga za krawędź jego bokserki. Hangeng widzi ten gest i decyduje, że lepiej będzie dla nich obydwu, jeśli rozbiorą się na podłodze. Woli nie ryzykować własnego życia i dupy księżniczki. Kiedy już łapie starszego w pasie, ten zaczyna się szarpać i wymachiwać palcem w akcie ostrzeżenia. Chińczykowi przechodzi przez myśl, iż jego chłopak zachowuje się jak jakiś niedojebany egzorcysta zwalczający termity, lecz karci się za te myśli, bojąc się wymyślnej metody kastracji, jaką przeprowadziłby na nim raper.
Heechul, mierząc ukochanego podejrzliwym wzrokiem (skurwysyn z oczu wszystko wyczyta), ponownie zeskakuje z eukaliptusa aka Hangenga i mocuje się z guzikiem własnych spodni. Młodszy patrzy się na niego z frustracją. Ma go rozebrać, pocałować, przeruchać?
– Przestań się gapić jak szpak na jebanie, tylko zdejmuj spodnie – syczy starszy, rzucając kurwą na złośliwość rozporka. Jak zawsze. – No nie mów mi, że się wstydzisz, widziałem cię nago w chuj razy – jęczy desperacko, widząc oddalające się plecy tancerza.
– Potrzebujemy nawilżenia, księżniczko – chichocze wyższy, choć jego głos pozostaje spokojny jak zawsze. Nie zwalnia chodu, zdejmuje koszulkę przez głowę, a pomieszczenie dalej słyszy dreptanie stóp poprzedzone szuraniem ubrań o podłogę. Kroki podążają za nim do łazienki, gdzie niemal się na niego rzucają. Otwarłszy szufladę, praktycznie na oślep wyjmuje różowiutką butelkę miłości.
– Weźże mnie na sucho, dupo wołowa! – Praktycznie krzyczy Heechul, choć bez skutków. Chińczyk tylko potrząsa głową i odkłada lubrykant na kant zlewu. Potem nie będzie czasu na szukanie po szafkach.
Hangeng powraca do kochanka, który od razu ciasno obejmuje go w pasie, lecz jeszcze się nie uwiesza. Na zaniepokojone spojrzenie ten tylko wskazuje na spodnie tancerza. Oczywiście, że sam musi je zdjąć, Heechulowi ciężko rozebrać nawet samego siebie. Choć cudem to zrobił, bo stoi przed nim taki, jakim go pan Bóg stworzył. W którego istnienie notabene obydwaj wątpią. Wszystkiemu rzecz jasna towarzyszą wkurwione warknięcia, bo dlaczegożby nie odsłaniać światu swojego zdenerwowania na otaczający świat.
Kiedy i Hangeng pozbawił się ostatnich części garderoby, znów pełni rolę eukaliptusa. Sięga w bok po butelkę i rozsmarowuje żel na palcach. Niższego intryguje ta tubka. Różowa, ładna maść na dosłowny ból dupy, w dodatku ślicznie pachnie. Nie rozumie jednak, dlaczego na każdym opakowaniu widnieje napis „2 in 1 massage gel”. No bo gdzie to drugie zastosowanie?
Uprzytamnia go zimny plac krążący po jego wejściu i usta atakujące te jego. Wszelako szybko zrywa pocałunek.
– Spróbuj mi tylko włożyć ten palec w dupę, a obudzisz się jutro bez chuja!
Młodszy patrzy na niego z przerażeniem. Czy on naprawdę musi wszystko utrudniać?
Wmasowuje żel z dłoni w swoją męskość (tego Heechul mu nie zakaże, naoglądał się już dość kalecznego tańca i nie chce powtarzać tego traumatycznego przeżycia) oraz zwiększa ucisk na pośladkach drugiego, jakby miało mu to pomóc w podtrzymywaniu metra siedemdziesiąt dziewięć istnego chaosu. Jak zapragnie gmatwać jeszcze bardziej to nic go nie powstrzyma.
Tak więc, za rzekomym pocieszeniem księżniczki, wchodzi w niego jednym, płynnym ruchem.
– Nienawidzę cię! – Krzyczy tak głośno, że go pewnie w Polsce słyszą. Albo i dalej, o ile istnieje większe zadupie.
Hangeng wgapia się w niego w czystym strachu. Stracił życie. Heechul płacze, ba, ryczy jak bóbr, a jednocześnie kurwi na całe gardło, tak, że Chińczyk boi się, że ktoś wezwie policję. Uspokaja go tylko myśl, iż z tego co się orientuje, żaden z sąsiadów nie zna koreańskiego. Nie robili tego od jakiegoś czasu, może to naprawdę za dużo?
– Ale znienawidzę cię jeszcze bardziej, jeśli ze mnie wyjdziesz, imbecylu! – Jęczy płaczliwie, nawiązując kontakt wzrokowy. Najwyraźniej zauważył powolne wycofywanie się ukochanego, co w sumie nie dziwi młodszego. Przecież diva wie wszystko.
Tancerz, bojąc się nadchodzącej śmierci, zaczyna się poruszać. Jeśli pozostanie statyczny, mógłby się założyć, iż jęczący przed nim osobnik wątpliwej płci go zje. Albo spali na stosie. Albo odda kotom.
…Albo wymyśli coś z Kyuhyunem…
Tak więc napędzany tymi przerażającymi myślami, przyśpiesza i pieprzy go tak, jak starszy lubi. Szybko. Od tego w końcu zależy jego życie.
– Głębiej, Hannie, po jelita! – Piszczy raper, z całej siły kopiąc plecy Chińczyka. Ten zatapia twarz w wgłębieniu między szyją a obojczykiem księżniczki, nie do końca podniecając się słowami ukochanego. Ale cóż. Zdążył już przywyknąć.
I może nie głębiej, ale celniej. Dwa posunięcia później kwiczy jak zarzynana świnia, kiedy wyższy znajduje o-mój-boże-ten punkt.
Wtedy też odchyla głowę w bok.
Kurwa mać, właśnie odkrył, że Hangeng ma w kiblu lustro.
Włosy rozmierzwione, policzki zaróżowione, usta opuchnięte, a oczy zaszklone przyjemnością oraz łzami. Całość doprawia porcelanowa skóra i te nogi..!
Jeśli Heechul miałby podać najseksowniejszy widok, jaki widział to nie będzie to już to, jak gra na perkusji. Łuhuhu, nawet to, jak się kąpie jest temu dalekie.
Wyobraźnia działa. Spogląda na Hangenga, a mając głowę w chmurach, bez problemu wyobraża sobie kogoś innego na jego miejscu.
To trochę dziwne, uprawiać seks ze samym sobą. Ale bez przesady, Hannie do pięt nie dorasta temu Heechulowi. Ma przed sobą najseksowniejszego człowieka na świecie, w dodatku ten nad nim topuje. Sam nienawidzi tego robić, ale okazuje się, że obożejesttakihotkiedyjestnagórze.
Z takim obrazem i tak dobrym w łóżku partnerem (jakim jest oczywiście on sam, nikogo nie można porównywać od samego Kim Heechula), nie wytrzymuje długo.
– Kim Heechul! – Z jego ust wydobywa się urwany krzyk. Każdy mięsień w jego ciele się zaciska i wie, że doprowadzi tym do szczytu i Hangenga.
Dwa, może trzy ruchy później i przekonuje się, że Kim Heechul ma zawsze rację.
Kończyny odmawiają mu posłuszeństwa, a jako, że nie jemu jedynemu brakuje sił, nikt nie zapobiega osuwającym się nogom. Sekundę później ląduje na twardej posadzce. Dupą. Obolałą dupą.
Przypomina sobie, że coś jest nie tak, kiedy chce kogoś opieprzyć. Przecież nie będzie narzekał na samego siebie.
A no bo przecież on tak naprawdę to się z Hangengiem ruchał…
– Jak śmiesz, najpierw mnie zgwałcić, a teraz upuścić! Jeszcze kondoma nie używałeś, sam będziesz to czyścił!
Hangeng myśli, że to chyba niemożliwe, być zakochanym bardziej, niż on w Heechulu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz