poniedziałek, 20 października 2014

"Okulary, i tęcza, i gitara, i mleko czekoladowe" - Rozdział 2



                Stresowałem się, nie powiem, że nie. Przez ostatnie pół godziny próbowałem ułożyć tlenioną grzywkę, a i tak wyglądała jak gówno. Gdy, załóżmy, że się uczesałem, nałożyłem na twarz cienką warstwę pudru. Dużo nie zmieniał, ale przynajmniej nie świeciłem się jak dupa zza krzaka. Złapałem płaszcz i narzuciłem go na siebie. Spojrzałem przelotnie na lustro, uśmiechając się zadziornie. Nawet bez tego mnie kochał.
                Kiedy już chciałem wychodzić, przypomniałem sobie o czymś. Rozchyliłem szufladkę z bielizną, przekopałem się na jej dno. Wyjąłem schowaną z tyłu paczkę gumek i pośpiesznie włożyłem ją do kieszeni.
                Sam wątpiłem w to, że mi się uda ich użyć. Powoli przestawałem wierzyć, że D.O w ogóle skorzysta z mojego zaproszenia, a co dopiero zostanie na noc. Robił to tylko wtedy, kiedy miał dobry humor, ale i tak marudził. Czyli w ciągu naszego czteromiesięcznego związku pieprzyliśmy się trzy razy. Rozumiem, każdy ma inne potrzeby. Rozumiem też to, że to jego boli tyłek, nie mnie, ale seks raz na trzy tygodnie jest przesadą. Do tego moje głupie zachowanie sprawiło, że jeden nam przepadł, czyli od półtora miesiąca leciałem na waleniu konia. Prawda, jestem seksoholikiem. Najchętniej robiłbym to dwa razy dziennie, a i tak byłoby mi mało. Z Kyungsoo było to niemożliwe. Choć w życiu nie zamieniłbym tego związku na żaden inny.
                Założyłem trampki, przeklinając w myślach brak bardziej dostosowanych do okazji butów. Ale cóż, jakoś trzeba sobie radzić. Nieskutecznie przekonując siebie, ze się nigdzie nie śpieszę, zaszedłem pod internat jednego z lepszych seulskich liceum. Wpadłem na korytarzu na Luhana, który ciągnął Xiumina w tylko sobie znane miejsce. Rzuciłem im przelotne „cześć”, na co drugoklasiści skinęli głowami, kontynuując wędrówkę po akademiku.
                -O, Jongin! – Usłyszałem znajomy głos jako odpowiedź na pukanie do drzwi. Te szybko się przede mną otworzyły, ukazując radosnego Taemina. Przytuliłem się do niego, klepiąc po plecach. – Kyungsoo poszedł do toalety, poczekaj tutaj – oznajmił ucieszony. Zająłem miejsce na łóżku przyjaciela. Poszukał jeszcze czegoś w szafie, po czym dosiadł się do mnie.
                -Och – drzwi ponownie się otworzyły, ukazując w nich zaskoczonego D.O. Rozdziabał wargi w zdezorientowaniu, a ja walczyłem sam ze sobą, by nie wstać i mu ich nie wycałować. – Nie miałeś być za dwadzieścia minut?
                -Miałem – na jego widok, uśmiech mimowolnie wkradł mi się na usta. – Ale z tego co widzę, jesteś już gotowy.
                Wbił wzrok w podłogę, wyraźnie się rumieniąc. Miał na sobie szary sweterek na guziki i granatowe spodnie. Włosy, za sprawą ich idealnego ułożenia, opadały mu na czoło, jeszcze bardziej dodając mu uroku. Całość dopełniał bijący od niego delikatny perfum, który tak genialnie pasował. Wyglądał prześlicznie.
                -T-To chodź – zająkał się rozkosznie, łapiąc za płaszcz.
                Przepuściłem go w drzwiach, trzeba było czasem być dżentelmenem. Co jak co, zależało mi na nim. Nie miałem zamiaru wracać do tematu kłótni. Można to było w ogóle tak nazwać? Po prostu zachowałem się szczeniacko, a on się słusznie obraził. Musiałem jakoś naprawić nasze relacje.
               
Splotłem nasze dłonie, wsłuchując się w wszechobecne milczenie. Celowo ciągnąłem go mniej uczęszczanymi uliczkami. Byłoby całkowicie ciemno, gdyby nie latarnie pojawiające się co jakiś czas.  Jak na początek listopada, wyjątkowo szybko zapadała noc. Nie doszła nawet dwudziesta.  Mimo półmroku, zauważyłem czerwone plamy na jego policzkach. Zacisnął palce na moim kciuku, zagryzł wargę, spojrzał w gwiazdy, zapewne wymyślając życzenie. Nie obchodziło go to, że żadna nie spadała. Kochałem tę jego niezrozumiałą część.
                -Czemu mnie zaprosiłeś? –Zlustrował mnie pytającym wzrokiem. Buzię znów zostawił charakterystycznie wpółotwartą.
                -Nadrabiam błędy, jakie popełniłem w ciągu tych czterech miesięcy. – tym razem się nie powstrzymałem.
                Przeniosłem ręce na jego policzki, gładząc po nich palcami. Pokonanie odległości dzielącej nasze usta zajęło mi dosłowną sekundę. Nie pogłębiałem pocałunku; to, że chciałem, by Kyungsoo skończył dziś w moim łóżku, nie miało prawa zepsuć randki, która miała być po prostu romantyczna. Wplótł mi dłonie we włosy, odwzajemniając pocałunek. Nie był namiętny, przelewaliśmy w nim uczucia, które w sobie nawzajem budziliśmy. Jęknąłem z niezadowolenia, gdy musieliśmy nabrać powietrza, karmiąc przy tym zazdrosne centymetry pojawiające się między nami. Wpatrywałem się w niego uważnie, oczarowany widokiem. Na jego twarzy ponownie gościł przeuroczy rumieniec, oczy miał zamglone czułością sprzed chwili. Zaśmiałem się pod nosem, przypominając sobie słowa Baekhyuna. A mówił, że nie mogę być nastrojowy.

                Wbiłem tępy wzrok w kelnera stojącego przede mną. Jeszcze wczoraj obsługiwała mnie sympatyczna, koreańska kelnerka. Dziś jej miejsce zajął Chińczyk. Życie mnie nienawidzi. Nie pojąłem, jakim cudem zatrudnili go w dobrej restauracji, kiedy nie mówił słowa w moim ojczystym języku. Jak miałem się z nim dogadać?
                -Do you speak English? – Zapytał, wyraźnie rozbawiony moimi nieudolnymi próbami porozumienia się D.O.
                -A bit. – niemal natychmiast odpowiedziała przeszkoda na mojej drodze do szczęśliwego i cukierkowego związku.
                -We had a reservation for a two-person table- jego angielski był płynny. Rozpływałem się pod jego gładkim akcentem. Ledwo powstrzymałem się od westchnienia. Spojrzał na mnie wyczekująco. – Na dwudziestą? – upewnił się półgłosem. Skinąłem głową, zażenowany tym, że mój chłopak załatwia problemy na randce, którą organizuję ja.  – Starting from eight pm. – uśmiechnął się. Lubił uczyć się języków, a jeszcze bardziej lubił ich używać. Ust będziesz potrzebował też w nocy, więc ich nie zmęcz, skarbie.
                Chińczyk sprawdził w komputerze podane przez Kyungsoo informacje. Szczerze łudziłem się, by to, co powiedział był prawdą, bo z ich rozmowy wyłapywałem tylko pojedyncze słowa. Skinął głową, prowadząc nas do stolika przy oknie. Idealne miejsce. Zasiedliśmy na krzesłach, przeglądając potrawy w menu. Te już były po koreańsku. Odetchnąłem z ulgą. Podeszła do nas kelnerka, z którą rozmawiałem wczoraj. Złość się we mnie zagotowała. Czemu musiała się spóźnić akurat dzisiaj?
                -Zacznij się udzielać, – mruknąłem, kończąc swój monolog  – panie Kim Kyungsoo – soczyście zaakcentowałem przedostatnie słowo.
                -N-Nie mów tak – ponownie tego wieczoru się zarumienił i wbił wzrok w coś pod nim. Wypadło na kubek z kawą.
                -A nie masz zamiaru nim być? – kontynuowałem temat, coraz bardziej zawstydzając chłopaka.
                -Nawet nie jesteś w liceum* – poprawił grzywkę, nieśmiało patrząc mi w oczy. – Z resztą, miałbym tak na nazwisko, gdybym wyszedł za Suho – uśmiechnął się delikatnie.
                Jego usta wręcz prosiły o pocałunek. Rozejrzałem się po sali. Nie było zbyt dużego ruchu, a kelnerzy zdawali się nie patrzeć. Przeniosłem dłoń na jego brodę, jeżdżąc kciukiem po dolnej wardze. Podniosłem się nad stołem oraz szybko cmoknąłem go w tę słodką buźkę. To była jedna z tych pieszczot, od których serce biło szybciej, a ciało zalewała fala ciepła.
                Przytknął otwartą rękę do otwartej w szoku buzi, jakbyśmy robili to pierwszy raz. To na swój sposób urocze.
                Wieczór trwał już od jakieś czasu. Nie mówiliśmy za dużo; zazwyczaj kończyło się na historiach z mojego życia, a on w odpowiedzi ukazywał swój perlisty śmiech. Wieńczyły to krótkie pocałunki.
Nie próbowałem przełamać ciszy, która między nami zapanowała. Radziłem sobie z nią w lepszy sposób. Z zainteresowaniem przyglądałem się widokowi za oknem. Kochałem patrzeć na Seul w nocy, przypominał mi o tym, jak żywe jest to miasto. Kątem oka spojrzałem na Kyungsoo. Ale jego kocham bardziej. Ruszyłem sugestywnie palcami, starając się nie uśmiechać. Wszystko jednak robiłem dyskretnie, tak, by nikt poza nami tego nie zauważył.  Z początku jakby nie widział gestu. Potem postanowił po raz setny tego wieczoru przebadać wzrokiem wszystko co widoczne. Błąd. Natychmiast spalił buraka, sprawiając wrażenie przewrażliwionej cnotki niewydymki. Nie wiem czy pamiętasz, D.O, ale po miesiącu naszego związku już nią przestałeś być.

Dalej poszło szybko. Stoczyliśmy wojnę nóg, oczywiście pod stołem, tak, by nie wyjść na gówniarzy w drogiej restauracji, którymi właściwie byliśmy. Miłość mojego życia dopiła kawę i śmiejąc się jak dzieci, opuściliśmy lokal, oczywiście poprzednio zapłaciwszy. Prowadziłem go w stronę parku, cały czas podtrzymując rozbawienie na jego twarzy. Szło mi zdecydowanie dobrze. Taktyką z wcześniej, ciągnąłem go półciemnymi uliczkami, co dawało nam trochę prywatności.
Zatrzymałem się, odwracając do niego przodem i splatając palce naszych drugich dłoni. Popatrzyłem mu prosto w oczy. Doskonale wiem, jakie uczucie się w nich kryło. Uśmiechnęliśmy się subtelnie, podtrzymując kontakt wzrokowy. O dziwo, nie opuszczał głowy. Wbijał we mnie spojrzenie ciepłe, pełne miłości. Mimowolnie się zarumieniłem.
I stało się coś, czego w życiu bym się po nim nie spodziewał.
Podniósł się na palcach, a ja w rozkojarzeniu nic nie zrobiłem. Opuścił powieki, muskając moje wargi swoimi. Stałem chwilę w szoku, powoli oddając pocałunek. Na połączeniu ust się skończyło. Znów przylegał stopami do ziemi, a ja wgapiałem się w niego oczarowany. Nigdy wcześniej mnie nie pocałował. Nie tak, bynajmniej.
Złapałem go w talii, przyciągając bliżej do siebie. Potarłem własnym nosem o jego, mrużąc ślepia. Uwielbiałem te pieszczotę. Skrywała w sobie delikatność, jak żadna inna, a jednocześnie jasno wyrażała uczucia. Przedkładałem ją nad głębokie pocałunki, czy seks. Rozpromienił się wraz z moim gestem, na co również odparłem chichotem. Czułem oddech na szczęce, ale nie pozwoliłem mu się przytulić.
-Do, niedługo Kim, Kyungsoo, kocham cię. – mówiąc to, zahaczyłem dziobem o jego nos.
Mruknął coś w odpowiedzi, chowając twarz w zagłębienie na mojej szyi. Ku jego nieszczęściu, zauważyłem tę, o ile to jeszcze możliwe, pogłębiającą się czerwoną barwę na jego twarzy. Przyrzekam, on się niedługo zmieni w buraczka. Ślicznego buraczka.
-Dzieci, nie patrzcie – usłyszałem poddenerwowany głos gdzieś z boku. Spojrzałem w stronę, z której pochodził. Błagam, kto wybiera się na spacer z bachorami o dziesiątej wieczorem? D.O odskoczył ode mnie jak oparzony. Westchnąłem teatralnie. A było tak przyjemnie.
Obydwaj zawiesiliśmy niecierpliwy wzrok na kobiecinie z wózkiem i kilkoma małymi pederastami przy nogach. Przez cały czas posyłała nam zgorszone spojrzenie. Po odczekaniu tych dłużących się dwudziestu metrów, przyciągnąłem chłopaka w namiętnym pocałunku.
-Mam nadzieję, że załatwiłeś sobie opuszczenie akademiku na noc, bo nie mam zamiaru się teraz z tobą rozstawać.
Nieśmiało skinął głową.

Podróż metrem minęła na coraz bardziej odważnych pocałunkach, do których akompaniowały zbulwersowane jęki. Jakby nigdy, kurwa, napalonej pary gejów nie widzieli. Kyungsoo się nimi stresował, ale tym razem, przytłoczony podnieceniem, nie pozwoliłem mu się oddalić choć na krok. To on był także tym, który oprzytomniał i pociągnął mnie do wyjścia z metra. Zimne powietrze przywołało mnie do porządku.
Złapałem go stanowczo za rękę i wywlokłem w kierunku mojego domu. Mógłbym być rasowym gwałcicielem, nikt nie wyrwałby się z moje żelaznego uścisku. Zapadła cisza. W głowie obmyślałem dalszy plan działania. Dziękowałem w duszy rodzicom za ich wieczne delegacje, bo były mi niezbędne w kolejnych częściach programu. Poza tym, potrzebowałem jeszcze dwuosobowego łóżka, w które zaopatrzono mój pokój i zawartości jednej z moich szuflad. Tej, do której nigdy nikomu nie przyszłoby na myśl zajrzeć.
-Proszę – mruknąłem, po raz kolejny dziś przepuszczając go w drzwiach. Skinął brodą w podzięce, wchodząc do domku jednorodzinnego.
- Dawno mnie tu nie było – zaśmiał się, ściągając buty i płaszcz. Uczyniłem to samo. – Ale chyba nic się nie zmieniło – rozejrzał się po przedpokoju połączonym z salonem oraz kuchnią, zatrzymując wzrok na mnie.
Przycisnąłem go do ściany, łącząc nasze usta. Jęknął cicho w akcie zaskoczenia i chyba chcąc mnie przekonać, że nie chce i nie ma zamiaru tego robić. Oszukuje sam siebie. Mój język wtargnął między jego wargi, sekundę później badał podniebienie i szturchał od niechcenia jego własny. Przecież ci się nie podoba, Kyungsoo. Czemuż więc zarzucasz mi ręce na kark? Ach tak, przecież to nowa forma protestu. Nie mając co zrobić z dłońmi, wsunąłem je pod jego koszulkę, wodząc nimi zmysłowo po całym torsie chłopaka. Jęknął nieśmiało, co zostało stłumione przez pocałunek.
Oderwałem się od niego dopiero, gdy zaczęło mi brakować tlenu. Odwróciłem się na pięcie, ciągnąc za nadgarstek.
-Łóżko – jasno wyraziłem swoje myśli. Stanął jak wryty z szokiem na twarzy. – Będzie dobrze – zapewniłem, ponownie muskając jego wargi. Złapałem go w talii i przeniosłem do pokoju.
Pchnąłem go na łóżko, przygwożdżając własnym ciężarem. Pośpiesznie atakowałem jego usta, wsuwając między nie język. Pojękiwał cichutko, co tylko mnie zniecierpliwiło. Przeniosłem się na jego szczękę, gdzie zostawiłem po sobie mokry ślad. Całowałem delikatnie szyję, ozdabiając ją kilkoma malinkami. Splotłem nasze dłonie, jedną jednak pozostawiłem wolną. Aktualnie podwijała jego koszulkę. Podniosłem chłopaka do siadu, do końca zdejmując górną część garderoby, by ponownie przewrócić go do pozycji leżącej. Niedbale zassałem się na jego sutku, rękami rozpinając rozporek. Nie miałem zamiaru się bawić się w przeciąganie gry wstępnej. Byłem zbyt podniecony.
Zszarpałem z niego spodnie wraz z bielizną. Przed oczyma miałem stojącą dumę Kyungsoo. Dmuchnąłem w główkę, nie mogłem powstrzymać się od tej złośliwości. W rekompensacie, od razu wziąłem go całego w usta. Nie lubił, by się z nim droczono. Oczywiście, nikt tego nie lubił, ale większość ludzi na swój sposób to kochała. Z nim było inaczej. Zazwyczaj miał nastawienie, jakby robił wielką łaskę, pozwalając mi na seks, więc nie chciałem tego nadużywać. Wciągnął gwałtownie powietrze.  Miarowo poruszałem głową, biorąc go głęboko, aż po gardło. Przyzwyczaiłem się do tego, dzięki czemu nie miałem problemów z odruchem wymiotnym.
Spojrzałem w górę, na twarz kochanka. Właściwie na poduszkę, w którą tłumił jęki. Nie zmuszałem go do kontaktu wzrokowego i nie miałem zwyczaju go nawiązywać, szczególnie mu obciągając. Teraz ogólne rozkojarzenie i chwilowy brak zmysłu wzroku mógł się nawet przydać. Zaprzestałem ruchów, pieczołowicie liżąc główkę. Sięgnąłem do stojącej  pod łóżkiem szufladki, na oślep szukając buteleczki z specyfikiem firmy o nazwie kończącej się na „x”. Wymacałem lubrykant, otwierając go jedną ręką i wylewając nad dłoń. Ucałowałem czubek męskości D.O, po czym znów umieściłem go głęboko w gardle. W tym momencie również obkrążyłem jego dziurkę oraz włożyłem w niego pierwszy palec. Jęknął przeciągle, czego nawet poduszka nie była w stanie zagłuszyć. Bo ci jeszcze uwierzę, że tego nie lubisz.
Przyśpieszyłem ruchy zarówno głowy, jak i palca. Chciałem odciągnąć go od bólu, ale chęć dołożenia następnego wygrała. Miarowo je zginałem, usilnie nadając im równe tempo. Po kilku minutach dławił się własnym jękami, gdy co jakiś czas zahaczałem o jego prostatę. Czując pierwsze krople nasienia na języku, zassałem się na końcówce, drażniąc zębami szczelinę na czubku. Chwilę później, posłusznie połknąłem spermę.
Otarłem kąciki ust, podnosząc się i zabierając Jaśka z jego twarzy. Nie protestował. Opadł bezwładnie na łóżko, jednocześnie starając się uspokoić po przeżytym orgazmie. Ulegle rozwarł wargi, czym pozwolił mi na ich penetrację. Wędrował dłońmi po moich ramionach, zsuwając się coraz niżej. Zahaczył o róg mojej bluzki, niezdarnie go podnosząc. Zrozumiawszy, o co mu chodzi, usiadłem obok i zdjąłem z siebie t-shirt. Przejechałem jeszcze  językiem po jego szyi, po czym obróciłem go tyłem do siebie, tak, by miał nogi zgięte w kolanach i podpierał się łokciami.
Ponownie włożyłem w niego palce, z tą różnica, że od razu dwa. Jęknął zaskoczony, gdy niemal natychmiast zacząłem nimi poruszać. Chciałem go przygotować jak najszybciej, jedną ręką nawet ściągałem własne spodnie, by potem poszło sprawniej. Po kilku minutach wsłuchiwania się w słodkie, słabe dźwięki, jakie wydawał z siebie Kyungsoo,  a także mocowania się z okropnymi akrobacjami, którymi okazało się zdjęcie nogawek, wyciągnąłem z niego dłoń. Złapałem go władczo za biodra.
Naparłem główką na jego wejście, uprzednio zasmarowawszy całą długość członka lubrykantem. Stosunkowo sprawnie w niego wszedłem, czemu towarzyszył krzyk oraz moje sapnięcie. Był tak niesamowicie ciasny. Krążyłem ustami po plecach w celu zmniejszenia bólu. Po kilku minutach wykonałem pierwszy, powolny ruch. Wzdychał z każdym moim posunięciem, które przybierały na tempie.
-Nie..! – jęknął, gdy natrafiłem na jego prostatę.
-Mam przestać? – zagryzłem wargę, pochylając się i nie przerywając czynności. Cały czas starałem się znaleźć to miejsce.
-T-Tak… - przytaknął słabo. Uśmiechnąłem się szelmowsko.
-Wiesz o tym, że gdybyś naprawdę chciał, bym przestał, nie wypinałbyś tak tyłka, nie? –dziabnąłem zębami jego małżowinę uszną.
Wtedy coś w nim pękło. Jęczał głośno, nie starając w sobie tego tłumić, akcentując każdy moment uniesienia. Czyżbym go przekonał do tego, że tak, seks jest dobry? Przynajmniej potem będzie łatwiej. A miło się go słucha. Ogólnie pieprzenie go jest miłe.
Przyśpieszyłem, obydwaj tego potrzebowaliśmy.  Przeciągnąłem dłonią po całej długości jego znów twardego penisa, zaciskając na nim palce. Chciałem sprawić, by czuł się przynajmniej tak dobrze jak ja, albo jeszcze lepiej.  Szybko poruszałem ręką, przyśpieszyłem ruchy biodrami. Z każdym posunięciem odnajdywałem  prostatę, zamieniając jęki Kyungsoo w krzyki. Obydwaj byliśmy na skraju, co dokończyłem głębokim pchnięciem. Takim, kończącym się przeciągłym jękiem obu stron oraz wytryskiem, a nawet dwoma.

Otworzyłem oczy, obudzony sms-em. Spojrzałem w bok, bardziej okrywając się kołdrą. Uśmiechnąłem się lekko, dopatrzywszy się śpiącego D.O. Zdecydowanie podobał mi się jego widok, śpiącego w moim łóżku, obok mnie. Sięgnąłem na oślep po telefon, który wskazywał godzinę drugą w nocy.
Od: Baekkie
Na wf mamy zdawać ze skoków, on ma chodzić.
                Uśmiechnąłem się szatańsko.
-Kai? Czemu nie śpisz? – Do moich uszu dobiegł zaspany głos. Pocałowałem go delikatnie w usta, wyginając wargi w chichocie.
-Sprawdzałem godzinę – skłamałem.– Dobranoc.  – Potarłem swoim nosem o jego.
Do: Baekkie
Będzie ciężko.

----
* Kai, wraz z Sehunem, jest w trzeciej gimnazjum.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz