Stresowałem się, nie powiem, że
nie. Przez ostatnie pół godziny próbowałem ułożyć tlenioną grzywkę, a i tak wyglądała
jak gówno. Gdy, załóżmy, że się uczesałem, nałożyłem na twarz cienką warstwę
pudru. Dużo nie zmieniał, ale przynajmniej nie świeciłem się jak dupa zza
krzaka. Złapałem płaszcz i narzuciłem go na siebie. Spojrzałem przelotnie na
lustro, uśmiechając się zadziornie. Nawet bez tego mnie kochał.
Kiedy już chciałem wychodzić,
przypomniałem sobie o czymś. Rozchyliłem szufladkę z bielizną, przekopałem się
na jej dno. Wyjąłem schowaną z tyłu paczkę gumek i pośpiesznie włożyłem ją do
kieszeni.
Sam wątpiłem w to, że mi się uda
ich użyć. Powoli przestawałem wierzyć, że D.O w ogóle skorzysta z mojego
zaproszenia, a co dopiero zostanie na noc. Robił to tylko wtedy, kiedy miał
dobry humor, ale i tak marudził. Czyli w ciągu naszego czteromiesięcznego
związku pieprzyliśmy się trzy razy. Rozumiem, każdy ma inne potrzeby. Rozumiem
też to, że to jego boli tyłek, nie mnie, ale seks raz na trzy tygodnie jest
przesadą. Do tego moje głupie zachowanie sprawiło, że jeden nam przepadł, czyli
od półtora miesiąca leciałem na waleniu konia. Prawda, jestem seksoholikiem.
Najchętniej robiłbym to dwa razy dziennie, a i tak byłoby mi mało. Z Kyungsoo
było to niemożliwe. Choć w życiu nie zamieniłbym tego związku na żaden inny.
Założyłem trampki, przeklinając
w myślach brak bardziej dostosowanych do okazji butów. Ale cóż, jakoś trzeba
sobie radzić. Nieskutecznie przekonując siebie, ze się nigdzie nie śpieszę,
zaszedłem pod internat jednego z lepszych seulskich liceum. Wpadłem na
korytarzu na Luhana, który ciągnął Xiumina w tylko sobie znane miejsce.
Rzuciłem im przelotne „cześć”, na co drugoklasiści skinęli głowami, kontynuując
wędrówkę po akademiku.
-O, Jongin! – Usłyszałem znajomy
głos jako odpowiedź na pukanie do drzwi. Te szybko się przede mną otworzyły,
ukazując radosnego Taemina. Przytuliłem się do niego, klepiąc po plecach. –
Kyungsoo poszedł do toalety, poczekaj tutaj – oznajmił ucieszony. Zająłem
miejsce na łóżku przyjaciela. Poszukał jeszcze czegoś w szafie, po czym dosiadł
się do mnie.
-Och – drzwi ponownie się
otworzyły, ukazując w nich zaskoczonego D.O. Rozdziabał wargi w
zdezorientowaniu, a ja walczyłem sam ze sobą, by nie wstać i mu ich nie
wycałować. – Nie miałeś być za dwadzieścia minut?
-Miałem – na jego widok, uśmiech
mimowolnie wkradł mi się na usta. – Ale z tego co widzę, jesteś już gotowy.
Wbił wzrok w podłogę, wyraźnie
się rumieniąc. Miał na sobie szary sweterek na guziki i granatowe spodnie.
Włosy, za sprawą ich idealnego ułożenia, opadały mu na czoło, jeszcze bardziej
dodając mu uroku. Całość dopełniał bijący od niego delikatny perfum, który tak
genialnie pasował. Wyglądał prześlicznie.
-T-To chodź – zająkał się
rozkosznie, łapiąc za płaszcz.
Przepuściłem go w drzwiach,
trzeba było czasem być dżentelmenem. Co jak co, zależało mi na nim. Nie miałem
zamiaru wracać do tematu kłótni. Można to było w ogóle tak nazwać? Po prostu
zachowałem się szczeniacko, a on się słusznie obraził. Musiałem jakoś naprawić
nasze relacje.
Splotłem nasze dłonie, wsłuchując się w wszechobecne
milczenie. Celowo ciągnąłem go mniej uczęszczanymi uliczkami. Byłoby całkowicie
ciemno, gdyby nie latarnie pojawiające się co jakiś czas. Jak na początek listopada, wyjątkowo szybko
zapadała noc. Nie doszła nawet dwudziesta.
Mimo półmroku, zauważyłem czerwone plamy na jego policzkach. Zacisnął
palce na moim kciuku, zagryzł wargę, spojrzał w gwiazdy, zapewne wymyślając
życzenie. Nie obchodziło go to, że żadna nie spadała. Kochałem tę jego
niezrozumiałą część.
-Czemu mnie zaprosiłeś? –Zlustrował
mnie pytającym wzrokiem. Buzię znów zostawił charakterystycznie wpółotwartą.
-Nadrabiam błędy, jakie
popełniłem w ciągu tych czterech miesięcy. – tym razem się nie powstrzymałem.
Przeniosłem ręce na jego
policzki, gładząc po nich palcami. Pokonanie odległości dzielącej nasze usta
zajęło mi dosłowną sekundę. Nie pogłębiałem pocałunku; to, że chciałem, by
Kyungsoo skończył dziś w moim łóżku, nie miało prawa zepsuć randki, która miała
być po prostu romantyczna. Wplótł mi dłonie we włosy, odwzajemniając pocałunek.
Nie był namiętny, przelewaliśmy w nim uczucia, które w sobie nawzajem
budziliśmy. Jęknąłem z niezadowolenia, gdy musieliśmy nabrać powietrza, karmiąc
przy tym zazdrosne centymetry pojawiające się między nami. Wpatrywałem się w
niego uważnie, oczarowany widokiem. Na jego twarzy ponownie gościł przeuroczy
rumieniec, oczy miał zamglone czułością sprzed chwili. Zaśmiałem się pod nosem,
przypominając sobie słowa Baekhyuna. A
mówił, że nie mogę być nastrojowy.
Wbiłem tępy wzrok w kelnera
stojącego przede mną. Jeszcze wczoraj obsługiwała mnie sympatyczna, koreańska
kelnerka. Dziś jej miejsce zajął Chińczyk. Życie mnie nienawidzi. Nie pojąłem,
jakim cudem zatrudnili go w dobrej restauracji, kiedy nie mówił słowa w moim
ojczystym języku. Jak miałem się z nim dogadać?
-Do you speak English? –
Zapytał, wyraźnie rozbawiony moimi nieudolnymi próbami porozumienia się D.O.
-A bit. – niemal natychmiast
odpowiedziała przeszkoda na mojej drodze do szczęśliwego i cukierkowego
związku.
-We had a
reservation for a two-person table- jego angielski był płynny. Rozpływałem się pod jego gładkim akcentem.
Ledwo powstrzymałem się od westchnienia. Spojrzał na mnie wyczekująco. – Na
dwudziestą? – upewnił się półgłosem. Skinąłem głową, zażenowany tym, że mój
chłopak załatwia problemy na randce, którą organizuję ja. – Starting from eight pm. – uśmiechnął się.
Lubił uczyć się języków, a jeszcze bardziej lubił ich używać. Ust będziesz potrzebował też w nocy, więc
ich nie zmęcz, skarbie.
Chińczyk sprawdził w komputerze
podane przez Kyungsoo informacje. Szczerze łudziłem się, by to, co powiedział
był prawdą, bo z ich rozmowy wyłapywałem tylko pojedyncze słowa. Skinął głową,
prowadząc nas do stolika przy oknie. Idealne miejsce. Zasiedliśmy na krzesłach,
przeglądając potrawy w menu. Te już były po koreańsku. Odetchnąłem z ulgą.
Podeszła do nas kelnerka, z którą rozmawiałem wczoraj. Złość się we mnie
zagotowała. Czemu musiała się spóźnić akurat dzisiaj?
-Zacznij się udzielać, – mruknąłem,
kończąc swój monolog – panie Kim
Kyungsoo – soczyście zaakcentowałem przedostatnie słowo.
-N-Nie mów tak – ponownie tego wieczoru
się zarumienił i wbił wzrok w coś pod nim. Wypadło na kubek z kawą.
-A nie masz zamiaru nim być? –
kontynuowałem temat, coraz bardziej zawstydzając chłopaka.
-Nawet nie jesteś w liceum* –
poprawił grzywkę, nieśmiało patrząc mi w oczy. – Z resztą, miałbym tak na
nazwisko, gdybym wyszedł za Suho – uśmiechnął się delikatnie.
Jego usta wręcz prosiły o pocałunek. Rozejrzałem się po
sali. Nie było zbyt dużego ruchu, a kelnerzy zdawali się nie patrzeć.
Przeniosłem dłoń na jego brodę, jeżdżąc kciukiem po dolnej wardze. Podniosłem
się nad stołem oraz szybko cmoknąłem go w tę słodką buźkę. To była jedna z tych
pieszczot, od których serce biło szybciej, a ciało zalewała fala ciepła.
Przytknął otwartą rękę do
otwartej w szoku buzi, jakbyśmy robili to pierwszy raz. To na swój sposób
urocze.
Wieczór trwał już od jakieś
czasu. Nie mówiliśmy za dużo; zazwyczaj kończyło się na historiach z mojego
życia, a on w odpowiedzi ukazywał swój perlisty śmiech. Wieńczyły to krótkie
pocałunki.
Nie próbowałem przełamać ciszy, która między nami zapanowała.
Radziłem sobie z nią w lepszy sposób. Z zainteresowaniem przyglądałem się widokowi
za oknem. Kochałem patrzeć na Seul w nocy, przypominał mi o tym, jak żywe jest
to miasto. Kątem oka spojrzałem na Kyungsoo. Ale jego kocham bardziej. Ruszyłem sugestywnie palcami, starając
się nie uśmiechać. Wszystko jednak robiłem dyskretnie, tak, by nikt poza nami
tego nie zauważył. Z początku jakby nie
widział gestu. Potem postanowił po raz setny tego wieczoru przebadać wzrokiem
wszystko co widoczne. Błąd. Natychmiast spalił buraka, sprawiając wrażenie
przewrażliwionej cnotki niewydymki. Nie
wiem czy pamiętasz, D.O, ale po miesiącu naszego związku już nią przestałeś
być.
Dalej poszło szybko. Stoczyliśmy wojnę nóg, oczywiście pod
stołem, tak, by nie wyjść na gówniarzy w drogiej restauracji, którymi właściwie
byliśmy. Miłość mojego życia dopiła kawę i śmiejąc się jak dzieci, opuściliśmy
lokal, oczywiście poprzednio zapłaciwszy. Prowadziłem go w stronę parku, cały
czas podtrzymując rozbawienie na jego twarzy. Szło mi zdecydowanie dobrze.
Taktyką z wcześniej, ciągnąłem go półciemnymi uliczkami, co dawało nam trochę
prywatności.
Zatrzymałem się, odwracając do niego przodem i splatając
palce naszych drugich dłoni. Popatrzyłem mu prosto w oczy. Doskonale wiem,
jakie uczucie się w nich kryło. Uśmiechnęliśmy się subtelnie, podtrzymując
kontakt wzrokowy. O dziwo, nie opuszczał głowy. Wbijał we mnie spojrzenie
ciepłe, pełne miłości. Mimowolnie się zarumieniłem.
I stało się coś, czego w życiu bym się po nim nie spodziewał.
Podniósł się na palcach, a ja w rozkojarzeniu nic nie zrobiłem.
Opuścił powieki, muskając moje wargi swoimi. Stałem chwilę w szoku, powoli
oddając pocałunek. Na połączeniu ust się skończyło. Znów przylegał stopami do
ziemi, a ja wgapiałem się w niego oczarowany. Nigdy wcześniej mnie nie
pocałował. Nie tak, bynajmniej.
Złapałem go w talii, przyciągając bliżej do siebie. Potarłem
własnym nosem o jego, mrużąc ślepia. Uwielbiałem te pieszczotę. Skrywała w
sobie delikatność, jak żadna inna, a jednocześnie jasno wyrażała uczucia.
Przedkładałem ją nad głębokie pocałunki, czy seks. Rozpromienił się wraz z moim
gestem, na co również odparłem chichotem. Czułem oddech na szczęce, ale nie
pozwoliłem mu się przytulić.
-Do, niedługo Kim, Kyungsoo, kocham cię. – mówiąc to, zahaczyłem
dziobem o jego nos.
Mruknął coś w odpowiedzi, chowając twarz w zagłębienie na
mojej szyi. Ku jego nieszczęściu, zauważyłem tę, o ile to jeszcze możliwe,
pogłębiającą się czerwoną barwę na jego twarzy. Przyrzekam, on się niedługo
zmieni w buraczka. Ślicznego buraczka.
-Dzieci, nie patrzcie – usłyszałem poddenerwowany głos gdzieś
z boku. Spojrzałem w stronę, z której pochodził. Błagam, kto wybiera się na
spacer z bachorami o dziesiątej wieczorem? D.O odskoczył ode mnie jak oparzony.
Westchnąłem teatralnie. A było tak przyjemnie.
Obydwaj zawiesiliśmy niecierpliwy wzrok na kobiecinie z
wózkiem i kilkoma małymi pederastami przy nogach. Przez cały czas posyłała nam
zgorszone spojrzenie. Po odczekaniu tych dłużących się dwudziestu metrów,
przyciągnąłem chłopaka w namiętnym pocałunku.
-Mam nadzieję, że załatwiłeś sobie opuszczenie akademiku na
noc, bo nie mam zamiaru się teraz z tobą rozstawać.
Nieśmiało skinął głową.
Podróż metrem minęła na coraz bardziej odważnych pocałunkach,
do których akompaniowały zbulwersowane jęki. Jakby nigdy, kurwa, napalonej pary
gejów nie widzieli. Kyungsoo się nimi stresował, ale tym razem, przytłoczony
podnieceniem, nie pozwoliłem mu się oddalić choć na krok. To on był także tym,
który oprzytomniał i pociągnął mnie do wyjścia z metra. Zimne powietrze
przywołało mnie do porządku.
Złapałem go stanowczo za rękę i wywlokłem w kierunku mojego
domu. Mógłbym być rasowym gwałcicielem, nikt nie wyrwałby się z moje żelaznego
uścisku. Zapadła cisza. W głowie obmyślałem dalszy plan działania. Dziękowałem
w duszy rodzicom za ich wieczne delegacje, bo były mi niezbędne w kolejnych
częściach programu. Poza tym, potrzebowałem jeszcze dwuosobowego łóżka, w które
zaopatrzono mój pokój i zawartości jednej z moich szuflad. Tej, do której nigdy
nikomu nie przyszłoby na myśl zajrzeć.
-Proszę – mruknąłem, po raz kolejny dziś przepuszczając go w
drzwiach. Skinął brodą w podzięce, wchodząc do domku jednorodzinnego.
- Dawno mnie tu nie było – zaśmiał się, ściągając buty i
płaszcz. Uczyniłem to samo. – Ale chyba nic się nie zmieniło – rozejrzał się po
przedpokoju połączonym z salonem oraz kuchnią, zatrzymując wzrok na mnie.
Przycisnąłem go do ściany, łącząc nasze usta. Jęknął cicho w
akcie zaskoczenia i chyba chcąc mnie przekonać, że nie chce i nie ma zamiaru
tego robić. Oszukuje sam siebie. Mój język wtargnął między jego wargi, sekundę
później badał podniebienie i szturchał od niechcenia jego własny. Przecież ci
się nie podoba, Kyungsoo. Czemuż więc zarzucasz mi ręce na kark? Ach tak,
przecież to nowa forma protestu. Nie mając co zrobić z dłońmi, wsunąłem je pod
jego koszulkę, wodząc nimi zmysłowo po całym torsie chłopaka. Jęknął nieśmiało,
co zostało stłumione przez pocałunek.
Oderwałem się od niego dopiero, gdy zaczęło mi brakować
tlenu. Odwróciłem się na pięcie, ciągnąc za nadgarstek.
-Łóżko – jasno wyraziłem swoje myśli. Stanął jak wryty z
szokiem na twarzy. – Będzie dobrze – zapewniłem, ponownie muskając jego wargi.
Złapałem go w talii i przeniosłem do pokoju.
Pchnąłem go na łóżko, przygwożdżając własnym ciężarem.
Pośpiesznie atakowałem jego usta, wsuwając między nie język. Pojękiwał
cichutko, co tylko mnie zniecierpliwiło. Przeniosłem się na jego szczękę, gdzie
zostawiłem po sobie mokry ślad. Całowałem delikatnie szyję, ozdabiając ją
kilkoma malinkami. Splotłem nasze dłonie, jedną jednak pozostawiłem wolną. Aktualnie
podwijała jego koszulkę. Podniosłem chłopaka do siadu, do końca zdejmując górną
część garderoby, by ponownie przewrócić go do pozycji leżącej. Niedbale
zassałem się na jego sutku, rękami rozpinając rozporek. Nie miałem zamiaru się
bawić się w przeciąganie gry wstępnej. Byłem zbyt podniecony.
Zszarpałem z niego spodnie wraz z bielizną. Przed oczyma
miałem stojącą dumę Kyungsoo. Dmuchnąłem w główkę, nie mogłem powstrzymać się
od tej złośliwości. W rekompensacie, od razu wziąłem go całego w usta. Nie
lubił, by się z nim droczono. Oczywiście, nikt tego nie lubił, ale większość
ludzi na swój sposób to kochała. Z nim było inaczej. Zazwyczaj miał
nastawienie, jakby robił wielką łaskę, pozwalając mi na seks, więc nie chciałem
tego nadużywać. Wciągnął gwałtownie powietrze. Miarowo poruszałem głową, biorąc go głęboko,
aż po gardło. Przyzwyczaiłem się do tego, dzięki czemu nie miałem problemów z
odruchem wymiotnym.
Spojrzałem w górę, na twarz kochanka. Właściwie na poduszkę,
w którą tłumił jęki. Nie zmuszałem go do kontaktu wzrokowego i nie miałem
zwyczaju go nawiązywać, szczególnie mu obciągając. Teraz ogólne rozkojarzenie i
chwilowy brak zmysłu wzroku mógł się nawet przydać. Zaprzestałem ruchów,
pieczołowicie liżąc główkę. Sięgnąłem do stojącej pod łóżkiem szufladki, na oślep szukając
buteleczki z specyfikiem firmy o nazwie kończącej się na „x”. Wymacałem
lubrykant, otwierając go jedną ręką i wylewając nad dłoń. Ucałowałem czubek
męskości D.O, po czym znów umieściłem go głęboko w gardle. W tym momencie również
obkrążyłem jego dziurkę oraz włożyłem w niego pierwszy palec. Jęknął
przeciągle, czego nawet poduszka nie była w stanie zagłuszyć. Bo ci jeszcze uwierzę, że tego nie lubisz.
Przyśpieszyłem ruchy zarówno głowy, jak i palca. Chciałem
odciągnąć go od bólu, ale chęć dołożenia następnego wygrała. Miarowo je
zginałem, usilnie nadając im równe tempo. Po kilku minutach dławił się własnym
jękami, gdy co jakiś czas zahaczałem o jego prostatę. Czując pierwsze krople
nasienia na języku, zassałem się na końcówce, drażniąc zębami szczelinę na
czubku. Chwilę później, posłusznie połknąłem spermę.
Otarłem kąciki ust, podnosząc się i zabierając Jaśka z jego
twarzy. Nie protestował. Opadł bezwładnie na łóżko, jednocześnie starając się
uspokoić po przeżytym orgazmie. Ulegle rozwarł wargi, czym pozwolił mi na ich
penetrację. Wędrował dłońmi po moich ramionach, zsuwając się coraz niżej.
Zahaczył o róg mojej bluzki, niezdarnie go podnosząc. Zrozumiawszy, o co mu
chodzi, usiadłem obok i zdjąłem z siebie t-shirt. Przejechałem jeszcze językiem po jego szyi, po czym obróciłem go
tyłem do siebie, tak, by miał nogi zgięte w kolanach i podpierał się łokciami.
Ponownie włożyłem w niego palce, z tą różnica, że od razu
dwa. Jęknął zaskoczony, gdy niemal natychmiast zacząłem nimi poruszać. Chciałem
go przygotować jak najszybciej, jedną ręką nawet ściągałem własne spodnie, by
potem poszło sprawniej. Po kilku minutach wsłuchiwania się w słodkie, słabe
dźwięki, jakie wydawał z siebie Kyungsoo,
a także mocowania się z okropnymi akrobacjami, którymi okazało się
zdjęcie nogawek, wyciągnąłem z niego dłoń. Złapałem go władczo za biodra.
Naparłem główką na jego wejście, uprzednio zasmarowawszy całą
długość członka lubrykantem. Stosunkowo sprawnie w niego wszedłem, czemu
towarzyszył krzyk oraz moje sapnięcie. Był tak niesamowicie ciasny. Krążyłem ustami
po plecach w celu zmniejszenia bólu. Po kilku minutach wykonałem pierwszy,
powolny ruch. Wzdychał z każdym moim posunięciem, które przybierały na tempie.
-Nie..! – jęknął, gdy natrafiłem na jego prostatę.
-Mam przestać? – zagryzłem wargę, pochylając się i nie
przerywając czynności. Cały czas starałem się znaleźć to miejsce.
-T-Tak… - przytaknął słabo. Uśmiechnąłem się szelmowsko.
-Wiesz o tym, że gdybyś naprawdę chciał, bym przestał, nie wypinałbyś
tak tyłka, nie? –dziabnąłem zębami jego małżowinę uszną.
Wtedy coś w nim pękło. Jęczał głośno, nie starając w sobie
tego tłumić, akcentując każdy moment uniesienia. Czyżbym go przekonał do tego,
że tak, seks jest dobry? Przynajmniej potem będzie łatwiej. A miło się go
słucha. Ogólnie pieprzenie go jest miłe.
Przyśpieszyłem, obydwaj tego potrzebowaliśmy. Przeciągnąłem dłonią po całej długości jego
znów twardego penisa, zaciskając na nim palce. Chciałem sprawić, by czuł się
przynajmniej tak dobrze jak ja, albo jeszcze lepiej. Szybko poruszałem ręką, przyśpieszyłem ruchy
biodrami. Z każdym posunięciem odnajdywałem
prostatę, zamieniając jęki Kyungsoo w krzyki. Obydwaj byliśmy na skraju,
co dokończyłem głębokim pchnięciem. Takim, kończącym się przeciągłym jękiem obu
stron oraz wytryskiem, a nawet dwoma.
Otworzyłem oczy, obudzony sms-em. Spojrzałem w bok, bardziej
okrywając się kołdrą. Uśmiechnąłem się lekko, dopatrzywszy się śpiącego D.O.
Zdecydowanie podobał mi się jego widok, śpiącego w moim łóżku, obok mnie.
Sięgnąłem na oślep po telefon, który wskazywał godzinę drugą w nocy.
Od: Baekkie
Na wf mamy zdawać ze skoków, on ma chodzić.
Na wf mamy zdawać ze skoków, on ma chodzić.
Uśmiechnąłem się szatańsko.
-Kai? Czemu nie śpisz? – Do moich uszu dobiegł zaspany głos.
Pocałowałem go delikatnie w usta, wyginając wargi w chichocie.
-Sprawdzałem godzinę – skłamałem.– Dobranoc. – Potarłem swoim nosem o jego.
Do: Baekkie
Będzie ciężko.
Będzie ciężko.
----
* Kai, wraz z Sehunem, jest w trzeciej gimnazjum.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz