rating: nc-17
gatunek: smut
ostrzeżenia: przekleństwa, różnica wieku, wspomniany breathplay
Nie przychodzę punktualnie dla
zasady.
– W samą porę.
Znasz moje nawyki. Przywykłeś
do nich w takim stopniu, że nie zwracasz na nie uwagi. Krzyżujesz ramiona. Na
twoich ustach rośnie zawadiacki uśmieszek. Opierasz się nonszalancko o futrynę.
Lubisz pokazywać, kim jesteś, ile znaczysz. Wiesz, że każdy mógłby być twój.
Mógłbyś mnie zabić, a nikt by się o tym nie dowiedział. Na tę myśl robi mi się
duszno.
Odpowiadam identycznym
uśmieszkiem i twoim nazwiskiem poprzedzonym jakimś zwrotem grzecznościowym. W
twoich oczach coś się zmienia. Łagodnieją, a jednocześnie wydają się
ciemniejsze. Powtarzam się, tym razem siląc się na bardziej uwodzicielski ton.
Wydajesz z siebie gardłowy pomruk i wpuszczasz mnie do środka. Zdejmuję buty ze
skarpetkami najszybciej, jak się da.
– Tęskniłem – szepczesz mi do
ucha, obejmując mnie w pasie. Zamykam oczy, oddając się ustom wędrującym w dół
mojej szyi.
– Ja też. – Wzdycham. Na moich
wargach maluje się uśmiech. Lubię, gdy tak mówisz. To oznacza, że pomimo tylu
innych, nie zapomniałeś o mnie. Czuję ciepło kłębiące się gdzieś w piersi.
Odwracam się przodem do ciebie
i przyciągam cię za kark. Twoje usta są szorstkie, lecz miękkie. Całujesz z
doświadczeniem. Kciukiem przejeżdżam po żuchwie, mrucząc, gdy napotyka on
kilkudniowy zarost.
– Jak wycieczka? – pytam,
zastępując kciuk wargami. Meszek łaskocze mnie w język. Z trudem powstrzymuję
jęk.
– Dobrze – mamroczesz,
przyciągając mnie do kolejnego pocałunku. Twoje ręce rozpoczynają wędrówkę.
Łopatki, lędźwie, tyłek. Wciąż z połączonymi ustami, prowadzę nas do sypialni.
Znam twoje mieszkanie na pamięć.
Ale co się dziwić, kiedy od
kilku lat jestem twoją ulubioną dziwką?
Zacieśniasz uścisk na moim
pasie, kiedy dochodzimy do sypialni. Wtedy też poświęcam chwilkę, by
popodziwiać twoją twarz.
Masz ten cholerny zarost, który
od zawsze przyprawiał mnie o dreszcze. Zmarszczki są jednak bardziej
zarysowane, a skóra mniej jędrna, niż za czasów, kiedy się poznaliśmy. Mnie to
jara. Nie jesteś chłopakiem, nigdy nie byłeś. Od zawsze byłeś mężczyzną. Albo
tak mi się zdaje, bo podczas naszych pierwszych razów chodziłem do szkoły
średniej.
Prowadzisz mnie do łóżka. Twoje
ręce są duże, owłosione. Szorstkie. Doświadczone. Jara mnie to.
Mój wzrok przykuwa koronkowa
bielizna zmiętolona na podłodze.
No tak. Jarasz też innych.
Przełykając ślinę, popycham cię
na materac. Nie masz nic przeciwko przejęciu przeze mnie kontroli. Możesz być
twardzielem, ale jestem twoim słabym punktem.
Siadam na tobie okrakiem,
niemal rzucając się na twoje usta. Gryzę je, choć nie przekraczam granicy.
Czuję dreszcze na myśl o karze, lecz mogłoby się to skończyć także kłótnią.
Ostatnio wystarczająco się od siebie oddaliliśmy, bym mógł sobie na to
pozwolić.
– Coś cię zezłościło, kotku? –
pytasz, choć ochoczo odpowiadasz na pocałunek. Z twojego uśmieszku dowiaduję
się, że znasz odpowiedź na zadane pytanie.
– Tak. – Tobie trzeba
odpowiadać. Nieważne, czy znasz odpowiedź, czy nie. Takie są zasady.
– Czyżbyś był zazdrosny? –
mruczysz, przenosząc się z pocałunkami na moją żuchwę. Odchylam głowę do tyłu,
odsłaniając szyję. Lubisz, gdy tak robię. Lubisz, gdy pokazuję, że mi się
podoba. Że mi się podobasz.
Łapiesz mnie za pośladki.
– Tak – mówię tak beznamiętnie
jak umiem. Nie udaje mi się to. Spoglądasz mi w oczy i przykładasz rękę do
mojego policzka.
Szukasz emocji tylko wzrokiem.
Wiesz, że nie możesz zadać pytania. Tak działamy. A mimo tego, świetnie mnie znasz. Wiesz, że
nienawidzę, kiedy przychodzą do ciebie inni. Wiesz, że chcę być wyjątkowy.
I sprawiasz, że tak się czuję.
Ściskasz mój pośladek. Delikatny dotyk na policzku zmienia się w szarpanie za
włosy, kiedy przyciągasz mnie do pocałunku. Całujesz namiętnie, wręcz
agresywnie. Zapominam o wszystkim poza gorącem twoich ust.
Przejmujesz kontrolę. Jestem
teraz pod tobą, z rozchylonymi udami i stopami założonymi na twoich plecach.
Wykorzystujesz nową pozycję. Dominujesz w pocałunku. Uścisk na pośladkach jest
silniejszy, a druga ręka masuje mój skalp.
Moje spodnie są ciasne. Tym też
się zajmujesz. Przenosisz rękę z tyłka na krocze i naciskasz je otwartą dłonią.
Moje usta opuszcza drżący oddech, a w twoich oczach pojawia się błysk.
Uśmiechasz się. Nie drwisz, nie parskasz. Uśmiechasz się, bo lubisz mnie takim
widzieć, lubisz to ze mną robić. Lubisz mnie bardziej niż chciałbyś przyznać.
Kocham, kiedy uśmiechasz się w
ten sposób.
Nie umiem nie odwzajemnić
uśmiechu. Patrzymy się tak na siebie chwilę, za krótko, ale za długo. Chcę być
bliżej, ale chcę, żeby ten moment nie miał końca. Po kilku sekundach obydwaj
zrywamy się do pocałunku. Jest inny niż te, które dzieliliśmy dzisiaj. Jest
bardziej szczery. Lekko uśmiechnięty. Kąsam cię dla przekory w dolną wargę, a
ty odpowiadasz tym samym.
Przez chwilę czuję się prawie,
jakbym był czymś więcej niż twoim chłopcem na telefon.
– Nigdy więcej nie wyjeżdżaj na
delegacje – wzdycham ci do ucha, po czym je całuję. Wymrukujesz coś w aprobacie
i chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi, zaczynasz ruszać dłonią na moich
spodniach.
Mam ochotę wtulić się w rękę
obejmującą mnie w talii. Krzywię się mentalnie, zdając sobie sprawę z tego, w
jak czuły sposób mnie trzymasz.
Ty tego nie widzisz. Zaciskasz
uścisk i podnosisz głowę, by móc całować mnie po ramionach. Teraz masz tylko
jedną nogę między moimi. Twoja męskość wbija mi się w udo i nie mogę się
powstrzymać przed otarciem się o nią. Uśmiecham się na dźwięk drżącego oddechu.
Moje ręce przechodzą z twojego
karku na klatkę piersiową, gdzie bawią się z górnym guzikiem koszuli.
Przeszkadzam ci. Utrudniam dostęp do mojego ciała. Na moich ustach kwitnie
zadowolony uśmieszek, kiedy dłoń znowu omyka się i nie trafia w dziurkę.
Mam dreszcze na widok twojego
wzroku. Jest ciemny. Kończy ci się cierpliwość. Jara mnie to.
Łapiesz za moje ręce w
nadgarstkach i układasz je na poduszce nad moją głową. Muszę je tam teraz
trzymać. Inaczej czeka mnie kara. Zbyt pragnę twojego dotyku, by odebrać go
sobie złym zachowaniem.
To ty tu ustalasz zasady. Masz
obsesję na tym punkcie. Starasz się panować nad każdą możliwą sytuacją. Jesteś
wymagający wobec ludzi, ale pozwalasz ludziom wymagać tyle samo od siebie.
Umiesz zapanować nad swoim życiem, nawet, gdy przestaniesz nad nim panować.
Sam rozpinasz koszulę. Oblizuję
usta na widok ciemnoniebieskich tatuaży kontrastujących z białą tkaniną. Widzę
tygrysa na piersi i kawałek róży na brzuchu. Nie wiem, kiedy jesteś
przystojniejszy – w koszuli, wyglądając jak szanowany człowiek sukcesu, czy z
gołym torsem, całym pokrytym tuszem przypominającym o tym, że jedną nogą stoisz
w półświatku.
– Twoi pracownicy nie widzą
tego – mruczę, nie mogąc oderwać wzroku od czaszki kozła na biodrze.
– Nie muszą znać mojej
historii. To tylko moi pracownicy – mówisz, nachylając się nade mną. Twoje
włosy łaskoczą mnie w czoło.
Uśmiecham się w duszy. Ja znam
twoją historię. Czuję w tym swojego rodzaju dumę. Wątpię, byś zabrał swoich
innych chłopców na motor.
Wzdycham na to wspomnienie.
Było gorąco, był sierpień i było bezdroże. Był strach przed byciem złapanym.
Skórzana kurtka podkreślała zmarszczki, a gładki głos nie pasował do pisku
opon. Nie nadawałbyś się już do gangu. Pomimo siedzenia w dragach, zmiękło ci
serce.
A jednak wydawałeś się młodszy
o dwadzieścia lat. Czułem, jakbyś z każdym kolejnym kilometrem wpuszczał mnie
bardziej do swojego życia. Zrobiłeś tak pod pretekstem urozmaicenia naszego
życia łóżkowego. Gówno prawda. Nadal czujesz przywiązanie do szybkiej jazdy.
Nadal widzę, z jaką nostalgią przeglądasz się w lustrze. Lubisz te tatuaże.
Uwielbiasz czaszkę ze skrzydłami orła na plecach.
– Może gdyby ją znali,
zobaczyliby w tobie drugiego człowieka. – Uśmiecham się i pocieram nosem o twój
policzek. – Zmotywowałbyś ich, że każdy może się znaleźć na twoim miejscu.
– Moi współpracownicy wiedzą – wysapujesz. Znowu ocieram udem o twoją
erekcję. Nie pozostajesz mi dłużny i rozpinasz mi pasek oraz rozporek. – Ciężko
ukryć przeszłość przed ludźmi handlującymi narkotykami. Ciężko cokolwiek przed
nimi ukryć.
Całuję cię, kiedy kończysz
mówić. Nie przerywam ci. Zbyt cholernie cię szanuję. Pocałunek jest powolny,
ale zwiększa tempo wraz z ruchami mojego uda. Niecierpliwisz się. Zszarpujesz
moje rozpięte spodnie na wysokość ud. Schodzisz ze mnie, umożliwiając mi
zdjęcie dżinsów i koszulki.
Uśmiecham się na widok ciebie
szamoczącego się z rozporkiem. Przykrywam twoje ręce swoimi i pomagam ci
ściągnąć spodnie. Nie składasz ich, jesteś zbyt niecierpliwy na to. Rzucasz
ubranie na podłogę. Jak na tak ułożone życie, masz niezwykle nieułożone nawyki.
Widzę, że chcesz powrócić do
naszej poprzedniej pozycji. Kładę ci ręce na kolanach, żeby przytrzymać cię w
miejscu.
– Chcę najpierw zrobić ci loda.
– Patrzę ci w oczy. Nie czuję zażenowania. Robiłem to zbyt dużo razy, by
zawstydzać się seksem.
– Nie będę ci zabraniać. –
Uśmiechasz się.
Zsuwam twoje bokserki do połowy
uda. Przez chwilę tylko patrzę. Oblizuję usta. Nachylam się i dmucham w męskość,
otrzymując syknięcie. Nie dotykam. Kładę policzek na twoim udzie i na pewno
czujesz mój oddech na członku. Biorę wdech i wydech. Łaskocze cię to. Uśmiecham
się, kiedy karcisz mnie wzrokiem.
Możesz mieć fioła na punkcie
dominacji, ale nie zapominaj o tym, że ja także ją uwielbiam.
Wiem, jak cię doprowadzić do
szaleństwa. Z uśmieszkiem zaczynam cię całować po udzie, drugie powoli masując.
Kiedy już zaczynasz się irytować, łapię za twój trzon i przechodzę na niego z
pocałunkami. Wyznaczam drogę od nasady do czubka. Nie śpieszę się, z
zadowolonym wzrokiem spoglądając ci w oczy. Uwielbiasz to. Nic cię tak nie
denerwuje, jak bezradność, a właśnie taki jesteś, kiedy się pieprzymy.
Wiruję językiem po główce.
Twoje spojrzenie ucieka w bok, a z ust wydobywa się niski jęk. Ściskasz mnie za
ramiona. Zachęcony reakcją, zasysam się na czubku i szarpię dłonią do tej pory
spoczywającą na trzonie. Kręci mi się w głowie od tego, jak ślicznie brzmi moje
imię na twoich ustach.
Zaczynam powoli. Ruszam ręką w
górę i w dół, jednocześnie ssąc główkę. Chcesz zamknąć oczy, ale nieustający
kontakt wzrokowy cię od tego powstrzymuje. Wiem, jak się na ciebie patrzeć. Z
zaciekawieniem, nonszalancją, spod rzęs.
Przenosząc się z dłonią na twój
trzon, opuszczam głowę. Widzę, że nie możesz oderwać ode mnie wzroku –
uwielbiasz mi się przypatrywać, jak mam cię coraz więcej w ustach. Po drodze
się zatrzymuję i biorę głęboki oddech. Poruszam językiem po dolnej części penisa,
po czym podnoszę się i zaczynam wykonywać pionowe ruchy głową. Pierwszy jest
niepewny, zjeżdżam jedynie do połowy. Drugi jest pełen – dotykam wargami palców
trzymających podstawę. Trzeci, czwarty, piąty. Przy szóstym przyśpieszam i
przestaję liczyć.
Wplątujesz mi palce we włosy.
Nie ciągniesz. Pozwalasz mi robić to w mój sposób, bo tak najbardziej to
lubisz. Lubisz czasami zaufać.
Wiem, jak się tobą zająć. Moje
ruchy stają się szybkie – jęczysz, jęczysz tak ładnie – a chwilę później zaczynam
się ociągać. Przechodzę z ustami na sam czubek, na którym wykonuję okrężne,
powolne maźnięcia językiem. Jedną dłonią pieszczę twoje jądra, drugą
nieśpiesznie posuwam na męskości.
Nieskładnie wysapujesz moje
pełne imię poprzedzone kilkoma kurwami. Masz zamknięte oczy. Czuję, jak twoje
uda trzęsą się z przyjemności, a ręce w moich włosach się zaciskają. Odpływasz.
– Kurwa mać, jaki ty jesteś
piękny – dyszysz, wpatrując się we mnie nieobecnym wzrokiem.
Coś we mnie kwitnie, lecz coś
we mnie płonie w tym samym momencie. Nie możesz tak mówić. Żaden z nas nie
może.
Przełykam ślinę, zaciskam oczy
i wracam do szybkich ruchów. Staram się usprawiedliwić nagły gorąc w okolicach
lędźwi tym, jak twój czubek dotyka mojego gardła. Krztusisz się jękiem od nagłej zmiany tempa.
Uśmiecham się niemrawo wokół członka i zaczynam ssać. Twój oddech robi się
coraz płytszy.
Unoszę wzrok, nie przerywając
pociągnięć głową. Mam ochotę wstać i po prostu cię pocałować. Twoje spojrzenie
jest odległe, źrenice powiększone, a wargi rozwarte. Włosy przyklejają ci się
do czoła. Strużka potu spływa po wytatuowanym obojczyku. Nie zauważam, kiedy
przestaję ci robić dobrze.
Kurwa mać, jaki ty jesteś piękny.
Wznawiam ruchy w bardziej
zmysłowy sposób. Nie śpieszę się, dłonią masuję twoje udo. Sapiesz, jęczysz i
wzdychasz, a ja kocham każdy dźwięk. Nigdy nie spotkałem kogoś, z czyich ust
moje imię brzmiałoby tak pięknie, jak z twoich.
– Kurwa, kotku, nie sądzisz, że
pora przestać? – sapiesz, ciągnąc mnie w górę za włosy.
– No nie wiem – mruczę, po czym
liżę cię od czubka po trzon. Robię tak tylko dla zasady. To nie jest moment w
którym ci się poddaję. Uśmiecham się zadziornie.
Wykonuję na tobie jeszcze kilka
powolnych pociągnięć dłonią, nie odrywając wzroku od twojej twarzy. Wydaje mi
się, że nie nawet, gdybym chciał, nie mógłbym przestać na ciebie patrzeć. Biorę
cię w usta i sprawnie zdejmuję własną bieliznę. Z ostatnim buziakiem na czubku
wstaję i siadam na tobie okrakiem. Wreszcie cię całuję.
Dopiero ręka na moim członku
przypomina mi o tym, jak bardzo potrzebuję dotyku na sobie. Wymrukuję twoje
imię i chowając twarz w twojej szyi, wypycham biodra i oddaję się pieszczotom.
Łapiesz obydwa penisy w dłoń i
pocierasz nimi o siebie. Czuję szorstki kciuk na swoim czubku. Przeszywa mnie
dreszcz. Niestabilny jęk wyrywa mi się z ust, które szybko przytykam do twojego
barku. Ssę wystarczająco mocno, by pojawiła się malinka.
Niech twoi inni wiedzą, że
jesteś mój.
Ruszam biodrami w rytm twojej
dłoni. Jest zimna, lodowata wręcz w porównaniu do twojej męskości. Ten
kontrast, w połączeniu z drugą ręką ściskającą mój pośladek, przyprawia mnie o
zawroty głowy.
– Już dość, kochanie – sapię,
unosząc głowę. Ty mruczysz coś w aprobacie i nachylasz się po pocałunek. Jęczę,
kiedy język wkrada się do moich ust. Całujemy się szybko, desperacko, jakby
jutro miało nie nadejść. Gdy z tobą jestem, właśnie tak żyję.
Wywracasz naszą pozycję. Leżę
na plecach, z tobą między udami. Instynktownie krzyżuję nogi za twoimi plecami
i wsuwam rękę we włosy. Instynktownie jedną dłonią wyznaczam szlak – zaczynam
na napisie „kids with guns” na obojczyku, przez tygrysa, różę, kończę na
koniczynie na podbrzuszu. Instynktownie trzymasz mnie za ramiona. Instynktownie
się całujemy.
Muskasz bliznę, którą mam na
łokciu. Palcami prawie dotykam twojego penisa, ale rozmyślam się w ostatniej
chwili i przenoszę rękę na wewnętrzną stronę twojego uda. Zirytowany,
podgryzasz moją wargę.
– Masz do mnie słabość –
chichoczę.
– Czemu tak myślisz? – Unosisz
brew, lecz nie powstrzymujesz uśmiechu.
– Dlatego. – Przesuwam dłonią z
nogi, w dół pachwiny i musnąwszy członka, opieram ją z powrotem na pachwinie.
Syczysz, po czym ponownie mnie całujesz.
Innym dałbyś karę. Uśmiecham
się, przenosząc rękę na dół twoich pleców, zjeżdżając z nią na tyłek. Ściskam
pośladek.
– Pośpiesz się – wzdycham ci w
usta, akcentując słowa lekkim klapsem.
Mruknąwszy, podnosisz się, by
dosięgnąć szafki nocnej. Wiem, że masz tam polopirynę, gumy do żucia,
lubrykant, prezerwatywy oraz pistolet. Na myśl o tym ostatnim nadal zalewa mnie
fala gorąca.
Musisz się rozciągnąć, by
wsunąć szufladę. Widzę, jak imię twojej córki na przedramieniu napręża się wraz
z lekko zarysowanymi mięśniami. Poznałem ją. Pamiętam, jak lepiliśmy razem
bałwana, a ty po raz pierwszy szczerze się przy mnie śmiałeś, kiedy dostałeś w
twarz śnieżką.
Samo to wspomnienie dorzuciło
kolejną iskrę do ognia moich lędźwi.
Mruczę, kiedy ponownie łączysz
nasze usta. Ocierasz się o mnie, a ja łapczywie wypycham biodra. Odrzucam głowę
w bok, wysapując twoje imię. Twoje ruchy są silne. Podkreślasz swoją kontrolę.
Zasysasz się na mojej szyi w
kilku miejscach. Jęczę nisko. Czuję twoje usta, twój oddech, twoje podniecenie,
twój gorąc. Czuję cię dużo.
– Więcej – mruczę, unosząc cię
za barki i zmuszając do popatrzenia sobie w oczy.
– Oczywiście, skarbie. –
Uśmiechasz się. Składasz słodki pocałunek na moich ustach i podnosisz się do
siadu. Rozrywasz opakowanie od kondoma, którego położyłeś na łóżku i wsuwasz go
na siebie. Zawsze się pieprzymy z gumką.
Obydwaj jaramy zbyt dużo ludzi,
by pozwolić sobie na zaufanie w tej kwestii.
Przez głowę przemykają mi
dziesiątki imion, o których wspominałeś. Nie umiem ich wszystkich
przytoczyć. Niektóre są egzotyczne. Z
tymi zazwyczaj nie utrzymujesz kontaktu na dłużej. Niektóre znałem wcześniej,
większości bym nie poznał, gdybym się o nich od ciebie nie dowiedział. Kilka
imion regularnie powtarzasz w rozmowach. Na samą myśl o tych robi mi się
niedobrze.
Krzywię się i zaciskam oczy, by
skupić się na czymś innym. Łapię za poduszkę leżącą obok mnie i wsuwam ją sobie
pod plecy. Unoszę dłoń, by ująć twój policzek. Głaszczę go kciukiem. Uśmiecham
się, a ty odwzajemniasz gest.
Wzrok, którym mnie
obdarowujesz, sprawia, że wierzę, że nie jestem taki, jak oni.
Całuję cię, zaciskając nogi na
twoich plecach i ręce za karkiem. Wiszę na tobie. Sapię, wykorzystując lepszy
dostęp do twojej męskości i pocierając nią o swoje biodro.
– Proszę – mruczę ci do ucha.
Brzmię łagodniej, niż się spodziewałem.
Parskasz śmiechem i kładziesz
mnie z powrotem. Jedną ręką przytrzymujesz mój podbródek, aby musnąć moje wargi
swoimi. Drugą przytrzymujesz się u nasady i przykładasz czubek do mojego
wejścia. Unosisz głowę i patrzysz mi prosto w oczy, szukając zgody. Moją
odpowiedzią jest kolejny pocałunek.
Wsuwasz się we mnie
zdecydowanym ruchem.
Nie jesteś duży, ale mam
wrażenie, że czuję cię całym ciałem. Wypełniasz mnie najlepiej ze wszystkich.
Twój wzrok sugeruje, że zdajesz sobie z tego sprawę. Dobrze wiesz, że z nikim
innym nie reaguję tak, jak z tobą. Z nikim innym uczucie kogoś w sobie nie jest
mi nowe, a z tobą mam wrażenie, że za każdym razem odkrywam seks na nowo.
Twoje wargi pochłaniają mój
jęk. Chcę być głośny. Chcę ci mówić panie, tatusiu, tygrysie, proszę pana. Chcę
ci mówić, jak bardzo kocham uczucie ciebie we mnie. Chcę ci mówić, jak bardzo
tęskniłem podczas tej pierdolonej delegacji.
Jedyne, co przechodzi mi przez
usta, to twoje imię. Uśmiechasz się i z ustami przyciśniętymi do mojej żuchwy,
wykonujesz pierwsze, powolne pchnięcia.
Nie wiem, które sapnięcia
należą do ciebie, a które do mnie. Wplatam ci palce we włosy i ciągnę cię do
następnego pocałunku. Nasze wargi są opuchnięte, koślawo nimi poruszamy
naprzeciwko sobie. Całujemy się w rytm twoich ruchów. Nikomu nie przeszkadza
ślina na brodzie i niezgrabny taniec języków.
Czuję uścisk na biodrach. Jęczę
na myśl o siniakach, z którymi jutro się obudzę. Mój kwil jest podtrzymany
przez wyjątkowo głębokie pchnięcie. Uśmiechasz się mi w usta.
– Dobrze ci? – mruczysz,
patrząc mi w oczy. Twoje spojrzenie przeszywa mnie na wylot.
– Tak – sapię, zamykając oczy.
Wzdycham, odchylając głowę i eksponując szyję, którą decydujesz się zasypać
pocałunkami. – Cholernie mi dobrze.
Chcesz mi sprawić przyjemność i
czuć to w każdym twoim ruchu. Chcesz wielbić moje ciało, jednocześnie
sprawiając, że będę się czuć jak ostatnia kurew. Chcesz, bym trząsł się od
pieszczot samych twoich ust, bym rozpływał się od twojej męskości.
Ciepło dłoni, która teraz
trzyma mnie w pasie, przenika przez całe moje ciało. Wzdycham. Chcesz także,
żebym czuł się bezpiecznie.
Wyjękuję twoje imię wraz z
kolejnym pchnięciem i malinką na obojczyku.
– Szybciej – szepczę,
otwierając oczy. Czuję, jak się uśmiechasz.
Spełniasz moją prośbę.
Wzdychasz, wysunąwszy się niemal w całości i wsunąwszy ponownie. Dreszcz
wstrząsa moim ciałem. Instynktownie zamykam oczy, by oddać się przyjemności.
Ciągnę cię za włosy, czując, jak muskasz męskością najsłodszy punkt. Z moich
ust dobiega kwil, który przytłumiasz pocałunkiem.
Drżę pod dotykiem dłoni na
szyi. Oddycham płycej, a tempo serca ściga twoje pchnięcia.
Wykonujesz kilka ruchów biodrami,
a nadal nie dociskasz. Obrzucam cię rozkojarzonym wzrokiem.
– Czekasz na coś? – śmiejesz
się nisko, pocierając palcem o moje jabłko Adama. Wypuszczam drżący oddech,
skinąwszy głową. – Na co?
Sucho mi w gardle. Nie mogę
wykrzesać z siebie słowa. Spomiędzy moich warg wydobywa się tylko kwil, kiedy
przejeżdżasz po żyle, kończąc na żuchwie.
Nie potrafię oderwać wzroku od
twoich ust. Chcę wplątać palce w twoje włosy, przyciągnąć cię do siebie i
całować. Nie ma na to szans. Muszę ci odpowiedzieć. Przełykam ślinę.
– No dalej, skarbie – mruczysz,
choć zakrada to o syk. Wykonujesz głębokie, szorstkie pchnięcie i mogę
przysiąść, że widzę gwiazdy. Zaciskam dłoń na pościeli, wiedząc, że nie mogę
cię objąć. – Odpowiedz.
Zwalniasz. Droczysz się ze mną.
– Aż zaczniesz mnie dusić –
dukam. Nagradzasz mnie mocnym ruchem bioder. – Proszę – jęczę, znowu obejmując
cię w karku.
– Czemu aż tak to lubisz? –
uśmiechasz się, palcami przesuwając wzdłuż szczęki. Twoje pchnięcia są powolne,
jak na początku. Skręcam się, starając się samemu nadrobić za twoje ruchy.
– Lubię, jak, ach, masz
kontrolę nad moim życiem – sapię, a ty, zadowolony, zmieniasz tempo. Nadal nie
dociskasz. Postanawiam kontynuować. – Lubię, jak masz okazję mnie zabić.
Zalewa mnie fala gorąca, nie
wiem, czy przez intensywność twoich ruchów, czy to, co właśnie powiedziałem.
Nie mogę się powstrzymać i wreszcie przyciągam cię do pocałunku, by posmakować
jęku, którym mi odpowiadasz.
Czuję się, jakby gdzieś między
nami jednocześnie tliła się iskierka i buchał płomień.
– Lubię, jak przystawiasz mi,
ach, pistolet do skroni. – Moje uda spadają na materac, niezdolne do dłuższego
wiszenia na tobie. Odrzucam głowę do tyłu, kiedy znowu zahaczasz członkiem o
najprzyjemniejsze miejsce. – Albo trzymasz, kurwa, nóż przy szyi.
Moja wypowiedź jest chaotyczna,
przerywana jękami. To tylko dodaje do zbierającego się w nas gorąca. Stękasz mi
w obojczyk, kciukiem kręcąc kółka na jabłku Adama.
Ciekawe, ile osób zabiłeś tą
ręką. Ile razy tatuaż z imieniem córki pokryła krew? Mógłbyś mnie udusić i nikt
by się o tym nie dowiedział – nikt nie miałby odwagi się dowiedzieć. Nic by to
nie zmieniło. Nie, kiedy rządzisz tym miastem.
Jara mnie to.
Kręci mi się w głowie, lecz
ciągnę cię do góry po kolejny pocałunek. Nie mogę przestać się w ciebie
wpatrywać. Twoje usta wyjękują moje imię i twoje oczy są skupione na moich i
twoje biodra uderzają o moje i twoja ręka wraca na moją talię i nie mam pojęcia
co mam zrobić od nadmiaru ciebie.
A jednak, nadal chciałbym cię
więcej.
W twoim spojrzeniu widzę, ile
rzeczy chcesz mi powiedzieć. Chciałbyś wziąć mnie na wycieczkę po swoim życiu.
Chcesz, bym znał cię od każdej strony – od szefa świetnie prosperującej firmy,
do bezwzględnego zabójcy.
Całujemy się, bo tylko tak
możemy rozwiązać frustrację. Korzystam z tej okazji przelania emocji. Gryzę
cię, a ty odpłacasz mi się ssaniem dolnej wargi. Obydwaj poruszamy ustami z
agresją. Ściskamy się za wszystko, co się da, zbliżamy się na tyle, na ile się
da. Twoje pchnięcia są coraz mniej skoordynowane.
Gonimy ulgę dla naszego gorąca.
– Szybciej – sapię, choć dobrze
wiem, że robisz wszystko, co w twojej mocy. Obydwiema rękami ściskasz mnie za
biodra. Podnosisz się i kurwa, znajdujesz najpyszniejszy kąt. Z każdym
pchnięciem twoja duma muska o moją prostatę i z każdym pchnięciem obejmuje mnie
dreszcz.
Nie chcę tego kończyć. Teraz
zdaje mi się, że to miałoby prawo działać. Znamy się. Nasze ciała zdają się
mieć swój własny taniec, którego nie akceptują dusze.
Tak bardzo chciałbym, by to
trwało wiecznie.
– Dotknij mnie – jęczę, drapiąc
cię po plecach.
– Oczywiście, kochanie.
Trzęsę się. Czuję za dużo.
Zwijam się z przyjemności, kiedy owijasz mojego członka ręką i zaczynasz nią
poruszać. Dyszysz.
Nie widzę wyraźnie, ale nadal
wbijam wzrok w twoją twarz. Każde pchnięcie dorzuca iskrę do płomienia. Mam
wrażenie, że zaraz wybuchnę, eksploduję, rozlecę się na kawałki. Jęczę za
głośno, ale żadnemu z nas to nie przeszkadza. Uśmiechasz się i leniwie
odpowiadam na gest.
Napinają ci się biodra, ale to
w porządku, bo ja już mam zgięte palce u stóp. Jedną dłoń zaciskam na pościeli,
drugą na przedramieniu ręki, która trzyma mnie w biodrach. Z moich ust
wydobywają się pojedyncze sylaby twojego imienia.
– Proszę – jęczę, zaciskając
mięśnie. Nie mogę już dłużej.
Uśmiechasz się i wykonujesz
kilka mocnych pchnięć. Topię się.
Rozmywasz się, ale patrzę ci
prosto w oczy. Znowu patrzysz się na mnie, jakbym był wyjątkowy.
I przez chwilę taki się czuję.
Wyjątkowy – zdaje mi się, że to
ostatnie, o czym myślę, zanim przestaję myśleć o czymkolwiek. Kwilę twoje imię
i oddaję się rozkoszy, dochodząc ci w dłoń. Czuję, jak gorąc zmienia się w
przyjemne ciepło, podtrzymywane przez twoje dalsze ruchy w poszukiwaniu
własnego szczytu. Sapię na każde pchnięcie, wrażliwy przez orgazm.
– Ty jesteś – szepczę jedyne,
co podsuwa mi mózg, a dłonie same ujmują twoją twarz – wyjątkowy.
Zamykasz oczy i szczytujesz. Z
twoich ust urywa się jęk, który połykam w pocałunku. Nie wiem, który z nas się
trzęsie. Nie wiem, którego bicie serca słyszę. Nie wiem, czy sapnięcia, które
rejestruję, należą do mnie, czy do ciebie. Nie wiem, czy nadal jesteśmy dwoma
osobami, czy może staliśmy się jednością.
Uśmiecham się na tą myśl.
Wzdycham ci między wargi, jedną ręką obejmując twoje plecy, a drugą trzymając
wplecioną we włosy.
Mam ochotę ci powiedzieć tyle
rzeczy, więc, jak to mamy w nawyku, wypowiadam je poprzez pocałunki. Te stają
się coraz wolniejsze. Coraz mniej używamy języków, coraz więcej się obejmujemy.
Coraz częściej przerywasz, by oprzeć czoło na moim i patrzeć mi w oczy.
Kocham, kiedy tak robisz.
Gdzieś w chaosie ciepłego,
zalewającego mnie uczucia, po prostu zaczynam się śmiać. Ściskam cię i się
śmieję, a ty odpowiadasz mi tym samym.
Nie możemy nic powiedzieć, a
obydwaj mamy ochotę powiedzieć tak wiele, więc całujemy się, uśmiechając się w
sobie w usta. Zaczynamy się turlać po łóżku. Spadamy z niego i ląduję na twojej
klatce piersiowej.
Siedzę z biodrami na twoich,
patrząc ci w oczy. Mam nadzieję, że wyłapujesz choć trochę z rzeczy, które
próbuję ci przekazać. Nachylam się po kolejny pocałunek. Ten jest zawzięty.
Ciągniemy się za włosy, przyciskamy ciało do ciała, wkraczają zęby.
Czuję, jakbyśmy obydwaj mieli
dwadzieścia lat.
Wzdycham, oderwawszy się od ciebie i czołgając
się na łóżko. Wchodzę pod kołdrę, przykrywając się nią po nos. Dołączasz do
mnie. Posyłam ci zalotny uśmiech.
Patrzysz się na mnie, jakbym
był najpiękniejszy na świecie. Mam wrażenie, że się rozpłynę, kiedy przyciskasz
nasze usta do siebie. Mruknąwszy mi w wargi, całujesz mnie w nos i zamykasz
oczy. Odruchowo obejmujesz mnie w pasie i tym razem nie czuję gorąca na ten
dotyk. Zalewa mnie przyjemne ciepło. Powtarzam sobie w głowie, że nie
powinienem, że zabiłeś tylu ludzi. Te myśli są zapomniane w momencie, w którym
twój oddech łaskocze mnie po czole.
Jara mnie to, kiedy sprawiasz,
że czuję się wyjątkowy.
-----
Elo, chyba możecie potraktować to opowiadanie jako swego rodzaju pożegnanie. Jestem Wam to winna. Nie planuję wracać do fanfików, ale na pewno nie kończy się tu moja przygoda z pisaniem. Obiecuję wam, że za 20 lat znajdziecie w sklepie książkę podpisaną moim nazwiskiem. Może uda mi się wykombinować, byście na jakieś hasło mieli rabat.
Przenoszę się w całości na wattpada, gdzie będziecie mogli czytać moje dalsze poczynania. Mam szczerą nadzieję, że z częścią z Was się spotkam pod moim następnym opowiadaniem - po angielsku.
Trzymajcie się cieplutko!
PS. Dziękuję Wam za wszystko. Kocham tego bloga i spełnienie, które przez niego czułam. Kocham Was.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz